Kraków, a bardziej pierwsze godziny w Polsce zaskoczyły nas w kilku aspektach. Przez te dwa tygodnie zupełnie odwykliśmy od:
- ludzi palących papierosy,
- osób bezdomnych pod wpływem alkoholu,
- hałasu odtwarzanej muzyki,
- wszędobylskiego pośpiechu,
- braku reakcji uśmiechem na nasz uśmiech,
- nerwowości podczas stania w kolejkach.
Jak to przez dwa tygodnie można się do dobrego przyzwyczaić... :) Jeśli myślicie, że nasze przygody w tym miejscu się zakończyły, to jesteście w błędzie.
Siedząc na kawie i czekając na godzinę odjazdu naszego pociągu, Bartek stwierdza, że może idźmy już na dworzec. Wydało mi się to dziwnym pomysłem, mając 40 minut do odjazdu i będąc 100 m od dworca, ale moje argumenty go nie przekonały. No dobra, to idźmy. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wchodzimy na nasz peron, a tam pojawia informacja, że nasz pociąg jest opóźniony o 80 minut. Chwilę później słyszymy, że pociąg tej samej relacji jadący w drugą stronę jest opóźniony o 140 minut. Nie, to się nie dzieje. Wstaliśmy tego dnia o 4 rano czasu emirackiego, więc przerażenie, o której dziś wrócimy do domu, zaczyna się malować na naszych twarzach.
Nagle doznaję olśnienia, że za 5 minut odjeżdża wcześniejszy pociąg do Poznania, którym nie chcieliśmy jechać, bo planowo jedzie o 70 minut dłużej niż ten nasz. Nie mamy już czasu konsultować w kasie, czy zamiana rezerwacji jest możliwa, więc z językiem na brodzie wbiegamy na peron i szukamy konduktora, by ustalić, czy nas wpuści na tym bilecie. Już nawet układałam sobie przemowę w głowie, co mu powiem, by tylko się zgodził, ale nie było to zupełnie konieczne. Konduktor promiennie odpowiedział, że oczywiście, mamy wsiadać i niczym się nie martwić. Ale miło!
Później w drodze konduktor podszedł do nas i wystawił nam bezpłatną rezerwację na dwa miejsca. Czyli ani nie dopłaciliśmy za dodatkowe kilometry tej trasy, ani za miejscówkę. Chyba czas zacząć nosić koszulkę "I love PKP" :) Dowiadujemy się też, że na Podkarpaciu zerwała się trakcja i pociągi jeżdżą tam wahadłowo. Na pociąg, w który wsiedliśmy, zdążyliśmy tylko dzięki pomysłowi mojego męża. Gdybyśmy poszli według mojego planu, to skończylibyśmy na oczekiwaniu na ten opóźniony.
Po przyjeździe do Poznania z ciekawości sprawdzamy, co tam z naszym właściwym pociągiem. Na tablicy przyjazdów widzimy informację, że jego opóźnienie urosło do 220 minut... Nie mam żadnych wątpliwości, że szczęśliwa gwiazda bardzo mocno nad nami świeci!