Po wyjechaniu z pustyni spontanicznie kupiliśmy bilety lotnicze na następny dzień rano Muscat - Dubai DXB w cenie 300 zł/os. Nie mieliśmy już pomysłu, co jeszcze w Omanie robić, kusiła nas już wizja pozbycia się auta oraz wygody, jaką dawała podróż samolotem. Znaleźliśmy też bardzo dobry hotel blisko lotniska DXB i blisko plaży.
Resztę dnia poza drogą powrotną do stolicy spędziliśmy na robieniu zapasów przypraw na najbliższe 2 lata. Bardzo polecam w tym celu Carrefour. I koniecznie zaopatrzcie się w suszone cytryny! To cudo, które odkryliśmy w restauracji w Nizwie. Nada ono świeżości zarówno naparom, jak i ryżowi, mięsu, warzywnym gulaszom.
Jako że w Omanie zasadniczo nic nie rośnie, to prawie wszystko co widzimy w sklepie spożywczym jest skąd inąd. Dlatego poza przyprawami, których jakość znacznie przewyższa tę dostępną w Polsce, nic nie kupowaliśmy.
Niniejszym przejdę do podsumowania.
Oman zdecydowanie polecam. Spotkała nas niezwykła serdeczność i życzliwość ze strony mieszkańców. Słyszałam i czytałam, że tak jest, ale póki się tego nie doświadczy, to nie można sobie tego wyobrazić. Czuliśmy się tu dobrze i bezpiecznie. Jeszcze nie przygniotła go turystyka, choć widok ogromnych budujących się kompleksów na północy, które zabiorą dostęp do plaży, sugeruje, iż stan ten nie utrzyma się długo.
Najcenniejszymi punktami programu było:
- nurkowanie,
- targ wielbłądów w Sinaw,
- czas na pustyni, bieganie po wydmach i ślizganie się z nich :)
- noc na pustyni, w prywatnym obozie, całkiem sami,
- interakcja z Omańczykami :) to tacy niezwykle przyjaźni ludzie!
Bez auta zdecydowanie nie ma sensu tu podróżować. Pomijając wtopę ze strony firmy Avis, następnym razem wynajęlibyśmy auto 4x4 na kilka dni, by doświadczyć offroadu, a na resztę dni sedana.
Sporo można przeczytać o spaniu pod namiotem. Nasza opinia jest taka, że znalezienie odpowiedniego miejsca na namiot jest trudne i bardzo czasochłonne, więc polecam albo pojechać z gotową listą współrzędnych GPS, albo łączyć biwakowanie z pensjonatami. W cenie 180 zł za pokój 2-osobowy zawsze gdzieś coś się znalazło. Taniej raczej nie. I zadbajcie wcześniej o chrust na ognisko (np. sprzedawany w sklepach). Skoro w Omanie prawie nic nie rośnie, to nie ma też chrustu :)
Zaskoczyła nas liczba ludzi mówiących dobrze po angielsku. Również imigrantów.
Oman nas też rozczarował. Gastronomicznie. Tradycyjne opiekane mięso z ryżem jedzone kilka razy dziennie szybko nam się znudziło. Żeby nie było, to mięso było pyszne, robione na ogniu, zawsze świeże, rozpływało się. Ale dla podniebień, których jakieś 80% dziennej dawki produktów to owoce i warzywa, omańska kuchnia na dłuższą metę była okropnie męcząca. Ratowaliśmy się hinduskimi knajpkami, które dostarczały potrzebnej nam dawki bodźców smakowych i różnorodności produktów.
Coffee shopy, które okazały się być sklepami serwującymi spakowane w plastik przekąski, nie podającymi... kawy. Herbaty też nie było gdzie zamówić, chyba że słodzoną w butelce lub puszce.
Doskwierał nam brak miejsc do posiedzenia. Miejsc, w których moglibyśmy przysiąść - na zewnątrz czy wewnątrz. Kierowani wielotysięcznymi omańskimi tradycjami handlowymi byliśmy pewni, że tak jak w Uzbekistanie czy Izraelu z łatwością będziemy znajdowali miejsca do odetchnięcia, napicia się czegoś odświeżającego - soku z granatu czy mocnej kawy, niczym dawni kupcy w drodze. Niestety niczego takiego nie widzieliśmy. Pozostawało jedynie odetchnięcie w samochodzie lub na zeschniętej ziemi :) Lub przy kawale baraniny z ryżem :D
Jak już jesteśmy przy jedzeniu, to warto spróbować wielbłąda, ale w jakiejś dobrze ocenianej knajpie. Jak się dowiedzieliśmy, do restauracji trafia mięso gorszego sortu, bo to lepsze zostawia sobie zabijający. Do wyboru knajp śmiało mogę polecić opinie Google - znacznie lepiej nam się sprawdziły niż tripadvisor. A poza wielbłądem to post-pustynny standard - baranina z ryżem i przyprawami, ryż z baraniną i przyprawami, przyprawy z baraniną i ryżem ;-) Czasem też jakiś kurczak się przewinie.
W Omanie nie piliśmy wody z kranu, więc nie wiemy, czy można i czym to się kończy.
Gniazdka obowiązują brytyjskie, ale ruch jest prawostronny.
Jeśli ktoś ma uczulenie na kadzidło (np. w kościele mdleje / kaszle), to Oman może nie być najlepszym kierunkiem, ponieważ tu zapach kadzidła jest wszechobecny.
Myślę, że Oman może być fajnym kierunkiem dla rodzin. Oceniam to po stosunku rodziców do dzieci, jaki obserwowaliśmy w przestrzeni publicznej. Bił od tutejszych rodzin spokój, radość, bliskość. Fajnie się na nich patrzyło.
Oman to też na pewno kraj dla osób ze stawami w dobrej kondycji :) chcących odpocząć od hałasu i oświetlenia. Przez cały wyjazd nie słyszeliśmy żadnej odtwarzanej muzyki! Ani krzyków. Oraz z łatwością znajdowaliśmy miejsca wypełnione ciemnością.
Oman nie zrobił na mnie wrażenia kraju, do którego chciałabym pojechać ponownie, ale na pewno tym, co oferuje, zachęca do eksploracji pozostałych części Półwyspu Arabskiego. W drodze sporo usłyszeliśmy na temat niesamowitości Jemenu i jego mieszkańców. Pozostaje nam poczekać, aż skończy się koszmar tam rozgrywający...
I to chyba tyle :) W razie pytań o Oman piszcie w komentarzach.