Rzeczą rzucającą się w oczy w Omanie jest absolutny brak roślin. Przemierzając kolejne regiony, towarzyszył nam widok wyschniętych patyków, traw, krzewów. Aż zastanawia fakt, jak to możliwe, że ktokolwiek osiadł na tych ziemiach. Przypuszczalnie pora deszczowa nieco odmienia to nieprzyjazne oblicze Omanu. A dodatkowo Omańczycy świetnie opanowali koncepcję irygacji, czyli sieć faladży, która to sięga czasów starożytnych.
Dzięki temu powstały takie miejsca jak Birkat al Mawz - w dosłownym tłumaczeniu bananowe jeziorko. Co prawda bananowców tu nie spotkaliśmy, ale plantacje palm daktylowch dają miłą ulgę i wytchnienie po dniach pośród spieczonej słońcem ziemi. Oprócz szokującego widoku soczystej zieleni można pospacerować pośród ruin budynków wzniesionych z gliny. Warto uważać, gdzie stawia się stopę i o co się opiera - są to prawdziwe ruiny :) Wizytę w tej miejscowości bardzo fajnie opisała vryga, odsyłamy do jej relacji: https://vryga.pl/birkat-al-mouz/
Nas pobyt tutaj uświadomił, jak bardzo stęskniliśmy się za zielenią. Za cieniem. Za szumem strumieni. Płynący przez gaj faladż wesoło szmerał, a my spacerowaliśmy wzdłuż niego, odkrywając ciekawe zakamarki i przejścia, mijając uśmiechających się do nas przechodniów. Zdecydowanie polecamy tę miejscowość na przyjemny spacer! I na odpoczynek po wrażeniach z tagu wielbłądów w Sinaw ;-)