Styczniowe popołudnie to nie jest pora na podglądanie żółwi na lądzie. Ale przed uwierzeniem w to założenie, postanowiliśmy je sami zweryfikować i… żadnych żółwi rzeczywiście nie było :D Nie przyjechaliśmy tu jednak dla żółwi, a dla Oceanu Indyjskiego - pierwszy raz mieliśmy okazję się z nim spotkać! Zaskoczyła nas nagła zmiana pogody - od Sur dzieliło nas kilkadziesiąt kilometrów, a aura była zupełnie inna - chmury, wiatr, lekki chłód.
Czas nad oceanem spędziliśmy na złapaniu oddechu i przyjrzeniu się rybackim altankom. Widok rozwalających się chat zbitych z blach i złomu obok których stały zaparkowane auta warte 100 tys. zł był doprawdy osobliwy. Do teraz nie wiemy, skąd to dziwne połączenie. Nasz wzrok też przyciągają walające się wszędzie śmieci - plaża jest w bardzo smutnym stanie i ciężko stwierdzić, czy to dzieło rybaków, czy nierozważnych turystów :(
Internet sugerował, że można tu rozbić namiot, ale znaki wzdłuż całej plaży jasno mówiły o zakazie biwakowania. Teren przed plażą nie wyglądał bezpiecznie, a w miejscowości zostały już tylko hotele daleko poza naszym budżetem. Nie myśląc długo, zadecydowaliśmy, że jedziemy w kierunku Wahiba Sands i w zależności od tego, gdzie złapie nas zmrok, tam zanocujemy.
—
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Droga od Ras al Hadd do Sur to nieustanne pasmo nieoznakowanych leżących policjantów, więc jazda była bardzo męcząca.
Internet mówi, że nawet poza sezonem lęgowym można w Ras al Had nad ranem jakiegoś żółwia spotkać.