Zaopatrzeni w Carrefourowe sprzęty i wierząc pewnemu blogowi, po obiedzie udaliśmy się w stronę White Beach, by spędzić tam sylwestrową noc - hotel tysiąc gwiazdek, cisza i my. Niestety jadąc szutrową drogą wzdłuż wybrzeża, okazało się, że stwierdzenie "sedanem też się da" jest dalekie od prawdy. Sprawdziliśmy - no tak, napisała to osoba, która wynajęła auto 4x4. Wzięliśmy tę lekcję głęboko do serca i więcej nie uwierzyliśmy takim zapewnieniom.
Zajechaliśmy tak daleko, jak się dało i zaczęliśmy rozglądać się za sensownym miejscem do rozbicia namiotu i do zaparkowania auta, by nie urwać podwozia. Niestety dokoła było albo skaliste podłoże, albo kamienie wielkości jaja kurzego. Wybraliśmy kamienie i osłonięci od wiatru skałą rozbiliśmy nasz namiot 20 m od morza. Pozostałości ogniska sugerowały, że ktoś wcześniej docenił walory tego miejsca. Na linii my - morze (a dokładniej Zatoka Omańska) paradowała roznegliżowana czeska rodzina. Ona wdzięcząca się w bikini, on w bokserkach z nagim torsem i kilkuletnia dziewczynka całkiem naga, podczas gdy na skale czas spędzały dwie lokalne rodziny. Ręce nam opadły. I jak tu się później dziwić doniesieniom, że jakichś białych turystów coś spotkało w arabskim państwie.
Ostatecznie na noc w pobliżu nas rozbiło się jeszcze kilka namiotów, a wcześniej do zabawy w falach zaprosiła nas dwójka jemeńskich (?) dzieci, których rodzice rozbili piknik kilkadziesiąt metrów dalej. Dzieci porozumiewały się z nami na migi. Widać było, że moje koloryty oraz wzrost mojego męża są dla nich wielką atrakcją.
Nawet po zmroku nikt nie puszczał głośnej muzyki, nikt nie krzyczał. Olśniło nas, że przecież nie ma tu alkoholu, inne używki też chyba nie są zbyt popularne, a już na pewno nie jest muzyka z głośników. Skłoniło nas to do rozmyślań, ile szkody sprawia legalność alkoholu w Polsce, ile rodzin to zniszczyło, ile kosztuje nas podatników leczenie skutków spożywania alkoholu. I jak fajnie jest, gdy tego alkoholu tradycyjnie po prostu nie ma.
Otaczający nas spokój, szum fal i rozgwieżdżone niebo - to był zdecydowanie pamiętny Sylwester! Mimo że na kamieniach i z obolałymi plecami dzień później :)
Nowy Rok przywitaliśmy wcześnie - słońce od rannych godzin pochłaniało nasz namiot. Po piknikowym śniadaniu udaliśmy się do Wadi Tiwi, wzdłuż którego prowadzi asfaltowa droga. Tam również, wbrew internetowym zapewnieniom, a zgodnie z poradą napotkanego Omańczyka, porzuciliśmy auto, bo baliśmy się, że po prostu nie wyjedziemy. Utwardzona powierzchnia sprzyjała spacerowi i tak dobrą godzinę pięliśmy się w górę. Będąc prawie na szczycie, za którym z pewnością trzeba było zejść ostro w dół do koryta rzeki, w końcu daliśmy za wygraną - mimo iż była 9 rano, to w słońcu zrobiło się już nieznośnie gorąco i nie wyobrażaliśmy sobie wracać później w jeszcze większym cieple od rzeki pod wysoką górę.
Mimo to polecam ten spacero-trekking - po drodze idzie się przez wsie, które obrastają gaje palmowe, nawadniane tradycyjnym systemem irrygacyjnym. Mija się ludzi, tych spędzająch leniwie dzień, dbających o gaje lub wracających z gór. W dolnym odcinku rzeki można też uświadczyć pedicure rybkami - to za co w Polsce płaci się nawet 100 zł za zabieg, tu jest całkowicie za darmo. Wystarczy włożyć stopy do wody i rybki natychmiast się zlatują (spływają?), skubiąc nasz martwy naskórek. Mój mąż nie wydawał się przekonany, mi się bardzo podobało! Podjęłam też próbę zanurzenia się w wodzie, ale na poziomie brzucha wymiękłam. Wracający z gór w klapkach (!) Omańczyk zaśmiał się tylko nade mną, że przecież teraz jest za zimno i nikt się nie kąpie.
Jeśli ktoś ma czas tylko na 1 wadi w sezonie suchym, to mimo wszystko polecam bardziej wadi tiwi - nam po prostu tam się bardziej podobało. Było swojsko, spokojnie z dużą dawką lokalnej życzliwości i uśmiechu, a nawet zaproszeniem na śniadanie i z niewielką liczbą odwiedzających. Ot droga przez górskie mieściny. Koniecznie do pokonania pieszo! :) No i rybki, wiadomo.
Po powrocie do auta uzupełniamy kalorie i obieramy kierunek dalej na wschód, ku Oceanowi Indyjskiemu.
----
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Jeśli wypożyczasz sedana, to ufaj tylko tym relacjom z Omanu, których autor również sedana wynajął.
Wzdłuż wadi tiwi trafiliśmy na kilka dzikich zejść do wody, większość wymagała dobrej kondycji stawów.