Nie da się ukryć, że Wadi Shab to najczęściej wymieniane miejsce, jeśli chodzi o obowiązkowy punkt w omańskim programie. Od nas również dostało maksymalną liczbę gwiazdek! Szlak wiodący wzdłuż, a miejscami przez środek koryta wysychającej na sezon suchy rzeki przyprawiał nas o nieustanne ochy i achy. Nie wiadomo było, gdzie patrzeć, a łączna suma postojów na zachwyt widokiem wyniosła więcej niż sam trekking.
No właśnie, trekking. Albo czegoś nie doczytaliśmy, albo coś nam umknęło - Wadi Shab zaskoczyło nas swoją trudnością. Spodziewaliśmy się czegoś bardziej spacerowego, a na miejscu zastaliśmy kamienisty szlak pełen pochyleń, śliskich powierzchni i miejscami dość ryzykownych etapów. Napierający z każdej strony strumień ludzi nie ułatwiał zadania. Jako że mój mąż 3 tygodnie wcześniej skręcił kostkę, to zwyczajnie odpuściliśmy w pewnym momencie, by nie testować dalej wytrzymałości jego stawu, mając jeszcze 10 dni podróży przed sobą.
Nasza rezygnacja bynajmniej nie oznaczała straty - zeszliśmy ze szlaku do wyschniętego koryta i zrobiliśmy sobie piknik pośród tych niesamowitych skał. Powiem szczerze, że był to jeden z lepszych pomysłów, na jaki wpadliśmy na tym wyjeździe. Odpoczywało się tam cudownie. Obserwowaliśmy omańskich pasterzy ścinających zieleń dla swojego bydła i zbierających nieznane nam owoce. Pakowali oni to do worków i zarzucali je na plecy, po czym transportowali to na nogach w stronę miasta. Chwilę później minął nas pasterz z obładowanym do granic osiołkiem. Jeśli można mówić o przeniesieniu się w czasie 2 tysiące lat wstecz, to tak się właśnie wtedy poczułam. Jakże inne jest tutejsze życie, podyktowane ciągłym niedostatkiem wody i wynikającym z niego ograniczonym dostępem do roślin.
Po powrocie do auta ciekawość prowadzi nas wgłąb miejscowości i tak trafiamy do "centrum" miasteczka Tiwi. Cieszymy się, bo burczenie w brzuchach przybrało na sile, a na miejscu znajdujemy 4 restauracje, wszystkie serwujące mniej więcej to samo - hinduskie specjały. Przez cały wyjazd czuliśmy dużą wdzięczność do imigrantów z Indii i okolic - gdyby nie oni i kuchnia, którą ze sobą przywieźli, umarlibyśmy z nudów na omańskiej diecie. Ale o jedzeniu jeszcze napiszę.
Siedząc w restauracji, zastanawiało nas, dlaczego po ulicach wałęsają się stada kóz, zamiast być na zboczach gór. Odpowiedź nadeszła prędko - resztki jedzenia po poprzednich klientach były wyrzucane kozom na ulicę. Nigdy bym nie przypuszczała, że mieszanina fish masala z serwetkami(!) i dalem może sprawić jakiejś kozie tyle radości. Fajnie, że niewykorzystane jedzenie ma tu swoje drugie życie i jest utylizowane w zwyczajny sposób. I oczywiście pan nie widział w tym nic dziwnego, że daje kozom zjeść serwetki.
Mimo pory roku zrobiło się nam koszmarnie gorąco. Zdajemy sobie nagle sprawę, że w zasięgu wzroku nie ma ani jednej rośliny, a jedynie wyschnięte góry i gromadzące ciepło mury domów. Nie chcę nawet myśleć, co to musi być za skwar w pozostałe miesiące.
----
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Do Wadi Shabi prowadzą znaki drogowe od strony Muscatu i Sur, więc nie trzeba się martwić o zagubienie. Aby dostać się do Wadi Shab już na miejscu, należy najpierw przeprawić się łodzią - odpływa ona, gdy uzbiera się odpowiednia grupa pasażerów.
Niedaleko łódek znajduje się nowowybudowana toaleta publiczna, a także meczet, gdyby ktoś jednak wolał załatwić się na kucka :) Również niedaleko łódek są 2 budki serwujące przekąski oraz napoje.
Sama trasa w tym wadi jest surowa i w mojej ocenie wymaga dobrej kondycji stawów oraz braku lęku przestrzeni. Polecam ubrać dobre buty trekkingowe, najlepiej usztywniające kostkę oraz oczywiście zabrać zapas wody i jedzenia.
Woda w wadi o tej porze roku jest zimna, więc kąpiel raczej przypomina morsowanie :-)
Restauracje hinduskie w Omanie w menu podają cenę jedynie "głównej części" jedzenia (ryby, kurczaka itd). Każdy dodatek jest dodatkowo płatny, choć nie ma go zawartego w menu - chlebki naan, ryż, sałatki, dal. Warto mieć to na uwadze, gdy przyjmujący zamówienie zasypuje nas pytaniami "czy chcemy jeszcze to i tamto". Dla nich to oczywistość, dla naszych portfeli lekkie zaskoczenie.