Uznałam, że Carrefour i omańskie galerie handlowe zasługują na osobny wpis, tak dużo w nich inspirujących, nowych rzeczy tam doświadczyliśmy, zobaczyliśmy.
Po wyjeździe z lotniska najpierw zdrzemnęliśmy się w aucie na poboczu, a potem na parkingu galerii City Centre w oczekiwaniu na otwarcie Carrefoura. Ach, jak dobrze tam się spało! Cisza, ciemność - gdyby nie budzik, spalibyśmy pewnie jeszcze długo.
Carrefour i galerie w Omanie zaskoczyły nas pod każdym możliwym względem (odwiedziliśmy w sumie 3 różne). Po pierwsze ludzie na zakupach byli w swoich tradycyjnych strojach. Myśleliśmy, że noszą je od święta! W Muskacie ten misz-masz kolorów strojów różnych nacji przeplatający się z omańską bielą u mężczyzn i czernią u kobiet był uzależniający. Potrafiłam usiąść w kawiarnii i dwie godziny patrzeć się na ludzi. Największym zaskoczeniem był widok beduińskich rodzin w swoich tradycyjnych strojach i malunkach na ciele z koszykiem z supermarketu, ze smartfonami, kroczących po alejach... Swoisty symbol tego, jak bardzo w Omanie tradycja miesza się z nowoczesnością.
Po drugie obsługa. Nie tylko w Carrefourze, ale w całych galeriach handlowych - każdy zaczepiony przez nas pracownik (głównie z Filipin, Pakistanu, Indii i Bangladeszu), czy to sprzedawca, czy sprzątacz, czy wykładacz towaru, mówił po angielsku. Wow! I jak oni nas obsługiwali! Byli tak mili i uprzejmi, że do teraz nie mogę w to uwierzyć. Dodatkowo przy kasach oprócz kasjerów pracują pakowacze zakupów. Niewiarygodne - ktoś zatrudnia specjalnego pracownika po to, by pakował moje zakupy w plastikowe torby.
A skoro już jesteśmy przy plastiku… to tu zostaliśmy uprzedzeni i tak niestety było - Oman ma fioła na punkcie plastikowych toreb, absolutnie wszystko jest w nie pakowane - czy to w sieciówkach, czy w małych sklepikach. Dlatego na zakupy chodziliśmy ze swoimi bawełnianymi torbami. I ta mina, gdy mówię pakowaczowi, że dziękuję, nie musi mi pakować każdego owocu do osobnej torby - bezcenna ;)
Dalej mamy napisy - wszystko po arabsku i angielsku. Ale miło!
Zaskoczeniem był też towar. Wiem, że to oczywiste, ale w pierwszej chwili zaskoczył nas brak działu z alkoholem :) Potem produkty świeże - szok, że można znaleźć tyle nabiału w kraju, którym tradycyjnie spożywa się jedynie jogurt kozi. Choć podobnie jak w przypadku innych „zachodnich” importowanych produktów - ceny były 3-5 razy wyższe niż w Polsce. Ogólnie bardzo dużo produktów spożywczych było importowanych z Emiratów. Dziwne z uwagi na fakt, że tam też jest jedna wielka pustynia. Ich ceny były ok. 20% wyższe niż w Polsce. Ciekawość wzbudziły też owoce i warzywa - dostępne z egzotycznych krajów, o których w Polsce się nie słyszy - Kenia, Pakistan, Maroko, Uganda. Z owoców z etykietką „Oman” widzieliśmy tylko mandarynki :)
Były całe regały z wodą różaną. Jestem jej wielką fanką, więc ogromnie mnie to ucieszyło!
Crème de la crème naszych zaskoczeń był dział „Outdoor” - było tam wszystko, o czym można zamarzyć, wybierając się w Omanie na biwak. I w jak niskich cenach! Kupiliśmy namiot za 80 zł i śpiwory po 26 zł każdy. W związku z tym wróciliśmy do Polski z opinią, że nie ma sensu lecieć do Omanu ze swoim sprzętem - cena bagażu rejestrowanego przewyższa cenę produktów na miejscu. Przez moment rozważaliśmy, czy nie przywieźć sobie tych śpiworów do Polski jako suweniry, ale one zdecydowanie były zrobione na omańskie warunki pogodowe, nie polskie, więc podarowaliśmy je jednemu Omańczykowi :)
Dalej zaskoczyły nas kobiety z zasłoniętą całą twarzą (nawet oczami), kupujące bilety do kina. Ciekawe, czy film oglądają przez tę zasłonę?
I te kadzidła. Wszędzie kadzidła - co kilkanaście kroków na głównych alejkach stała ceramiczna czarka z unoszącym się wonnym dymem. Kadzono też nasze pokoje w pensjonatach. Długo nie mogliśmy przestać czuć się jak w kościele, ale po kilku dniach w Omanie przestaliśmy już zauważać ten zapach, tak dużo go wszędzie było.
Toalety damskie i męskie w galeriach były zdecydowanie oddalone od siebie. Korytarz do nich wiodący prowadził też do miejsca obmycia i modlitwy. Parę razy zdarzyło się nam wparować do miejsca modlitwy w poszukiwaniu ustępu :) W toaletach była dedykowana sprzątaczka (w męskich sprzątacz), która po każdym korzystającym wchodziła i czyściła całą toaletę i kabinę. Oprócz tego z prawej strony w Omanie (w Jordanii, Kuwejcie i Emiratach też) są węże z wodą służące do podmywania się. Tradycyjnie w kabinie nie ma papieru, więc jeśli ktoś ma nieodpartą potrzebę podcierania się, to... musi o tym pomyśleć przed załatwieniem swojej potrzeby :)
Tylko w galeriach handlowych odnajdywaliśmy miejsca z dobrą kawą, stąd nie raz w tęsknocie za smakiem udawaliśmy się do galerii właśnie w tym celu. Dobra kawa oznacza dla mnie kawę nierozpuszczalną. Kawa rozpuszczalna w supermarkecie zajmowała kilka regałów! Generalnie kawa była dla nas wielkim rozczarowaniem w Omanie :( Wszędobylskie „coffee shopy” na ulicach serwowały jedynie rozpuszczalną Nestle. Liczyłam na pyszną arabską zalewajkę z kardamonem - najwyraźniej to nie ten rejon świata.
Same kawiarnie w galeriach były okupowane w większości przez grupki mężczyzn. Bywali też: mężczyzna z żoną/żonami lub mężczyzna z podrośniętymi dziećmi. Tylko raz widzieliśmy kobiece spotkanie w takim miejscu.
W Carrefourze zaskoczyła nas liczba Omanek ze służącymi. Wyglądało to, jakby posiadanie służącej było zwyczajnym elementem tutejszej kultury.
Poza Muscatem nie widzieliśmy sklepów odzieżowych, za to mnóstwo punktów krawieckich dla kobiet i osobno dla mężczyzn.
Mój wygląd przyciągał dużo uwagi, więc wolałam zarzucać szal na głowę. Nikt tego ode mnie nie oczekiwał, po prostu tak się czułam bardziej komfortowo. Oboje mieliśmy wrażenie, że inni ludzie też się wtedy czuli ze mną lepiej :)
I to właśnie w Carrefourze w trakcie zakupów na najbliższe dni podszedł do nas Omańczyk, zapraszając nas po krótkim wywiadzie do swojego domu na kawę. Niestety odmówiliśmy z uwagi na późną porę i nasze zmęczenie wtedy, ale było to dla nas niesamowicie pozytywne zaskoczenie!