Nasz lot odbył się nocą. Oman o 3:15 wita nas życzliwością od pierwszego spotkania. Każdy pracownik lotniska jest dla nas tak uprzejmy, że przecieramy oczy ze zdumienia. „Czy on właśnie użył słowa „proszę”??” niedowierzałam. Po oschłym, momentami chamskim Kuwejcie tu jakbyśmy wylądowali w totalnie innym kręgu kulturowym, a to przecież wciąż Arabia.
Wizy 10-dniowe wyrobiliśmy online, więc mieliśmy pewność, że tu do kraju nas wpuszczą. Cała obsługa trwa dość długo - od wyjścia z samolotu do dostania pieczątki mija prawie 1,5 godziny.
Punkt operatora komórkowego jest czynny całą dobę, więc za 50 zł wykupujemy najtańszy pakiet - 4GB Internetu na 10 dni. Polecam bardzo dostęp do Internetu, ponieważ drogi w Omanie są ciagle rozbudowywane i mapy offline szybko się dezaktualizują. Więcej o tym napiszę w poście o jeździe tu samochodem.
Jest już 5 rano. Padnięci po emocjach w Kuwejcie i nieprzespanej nocy kierujemy się do stoiska firmy Avis, gdzie zamówiliśmy auto w dobrej cenie - 10 OMR/ dzień za sedana. Pan przegląda papiery i mówi, że nasza rezerwacja została anulowana. Że co? Sprawdzamy i na swojej poczcie nie mamy o tym żadnej wzmianki, więc sugerujemy, że to chyba pomyłka. Pan pokazuje nam papier i tam przy naszym nazwisku jest „cancelled”. Słyszymy, że on nie ma już żadnych aut, stoiska obok też nie, że mu przykro i „tak bywa”. Zawiało buddyzmem, choć to Oman.
No dobra Avis, jeszcze się z Tobą rozprawimy, ale co mamy zrobić teraz? Kolejne stoiska mówią, że nic nie mają i sugerują wrócić jutro, może coś się zmieni. W 1 spotykamy parę, którą Avis zrobił właśnie w bambuko tak samo jak nas - biorą ostatnie auto w jakiejś lokalnej firmie. Eh.
W Omanie bez auta nie ma sensu być. Kurczę, wszystko idzie nie tak, o co chodzi? Nagle gdzieś za oddalonym rogiem widzimy jakiś arabski szyld - to lokalna wypożyczalnia i mają ostatnie auto na lotnisku. Nie kręcimy nosem i za 18 OMR/ dzień bierzemy sedana na 8 dni zamiast 10, by trochę przyoszczędzić. Dowiadujemy się, że problemy Avisa trwają od tygodnia i zostawieni na lodzie klienci przychodzą do nich w poszukiwaniu jakiegokolwiek auta. Oprocz tego, że jesteśmy uratowani, to weseli omańscy pracownicy tego punktu robią nam krótki wykład z lokalnej historii, polecają co zjeść i zwiedzić. Mimo potwornego zmęczenia naprawdę miło się ich słuchało. Czy inni Arabowie nie mogliby tacy być?