Pomysł na Kostarykę zrodził się w mojej głowie ponad 7 lat wcześniej. W trakcie Erasmusa Portugalii, który notabene był
moją pierwszą relacją na geoblogu , poznałam kilkoro Kostarykańczyków, w tym dwóch zostało moimi współlokatorami. Ich 5-miesięczna indoktrynacja połączona z pokazywaniem mi niestworzonych filmików przyrodniczych zaowocowała wielką chęcią odwiedzenia tego jakże mało popularnego wśród Europejczyków kraju. Kostaryka jest państwem, którego 20% powierzchni stanowią parki narodowe! To wspaniała informacja dla takich miłośników przyrody jak ja :)
Jednocześnie Kostaryka to kraj, w którym żyje jedno z moich ulubionych zwierząt - tukan. Jak dowiedziałam się od mojej mamy po powrocie, podobno w wieku 4 lat powiedziałam jej, że kiedyś pojadę do tropikalnego kraju, by zobaczyć tukana. Cóż, miło było się dowiedzieć, że proces planowania tego wyjazdu tak naprawdę zainicjowałam już ponad 20 lat wcześniej ;-)
W Kostaryce mamy też lokalnego przyjaciela, który zdążył dwukrotnie odwiedzić nas w Poznaniu. Zatem trzeba było w końcu wyrównać ten bilans!
Dlaczego dopiero po 7 latach zdecydowałam się na ten kierunek? Niestety podróż do Kostaryki jest długa i dotychczas była bardzo droga. Istnieją różne warianty dostania się tam z Polski. Ostatecznie z uwagi na:
- brak posiadania wizy do USA (międzylądowanie wymagałoby wizy tranzytowej za 600 zł…),
- przespanie wymiany paszportu po ślubie (więc nie chciałam ryzykować aplikowaniem o eTA na międzylądowanie w Kanadzie),
- balans między czasem podróży a ceną,
zdecydowaliśmy się na miks KLM-Copa Airlines na trasie Gdańsk - Amsterdam - Panama City - San Jose, 3010 zł/os, całkowity czas podróży to 19,5 godz tam. Z powrotem intencjonalnie dużo dłużej, by pozwiedzać po drodze, ale o tym później. Jak donosi stock, loty w porze suchej można znaleźć nawet za 2000 zł.
I tak, podróżowałam na nieważnym paszporcie. Czyli da się, ale nie polecam - szkoda nerwów ;-) No ale jeśli ktoś obudzi się z tzw. ręką w nocniku jak ja, to potwierdzam, że na starym nazwisku da się podróżować i to pół roku po zmianie.
——
INFORMACJE PRAKTYCZNE
- W Gdańsku nocowaliśmy przy lotnisku
tutaj i śmiało mogę to miejsce zarekomendować - pieszo od lotniska jakieś 10 minut, co o 5 rano miało dla nas duże znaczenie :)
- z Poznania jechaliśmy pociągiem do Gdańska Wrzeszcz i potem Uberem do pensjonatu
- bilety zakupiliśmy w połowie grudnia, czyli 2,5 miesiąca przed wylotem
- marzec to miesiąc na styku pory suchej i deszczowej z korzystnymi cenami noclegów. Tzw. sezon średni