Mając przesiadkę w Amsterdamie Schiphol, warto pamiętać, że to lotnisko jest OGROMNE. Terminal naszego przylotu z Gdańska i odlotu do Panama City były oddalone od siebie o 10-15 minut szybkiego marszu i po drodze znajdowała się kontrola paszportowa. My podróżowaliśmy tylko z bagażem podręcznym, więc tematu dużych bagaży nie będę poruszać w tej relacji. Samo lotnisko wyglądało, jak jedna wielka baza linii KLM. Były momenty, że nie widzieliśmy na płycie żadnych innych linii.
Przy wejściu na pokład samolotu podczas skanowania mojego paszportu komputer zapikał… zrobiło mi się ciemno przed oczami, a serce ugrzęzło w gardle - kurczę, czyli jednak mnie nie przepuszczą! A nie, jednak okazało się to jakimś błędem ich systemu, uf! Jak pisałam w poprzednim poście - zbędne nerwy, których można było uniknąć… no nic, nauczka na przyszłość.
Lot Amsterdam - Panama City trwał 11 godzin. Oboje nieźle go znieśliśmy, dało się wyspać, a okoliczne dzieci nie płakały ;-) Opuszczając Europę, żegnało nas 8 stopni, natomiast Panama przywitała nas buchem wilgotnego, 30-stopniowego powietrza i widokiem wysokich biurowców, jak okiem sięgnąć. Plakaty na lotnisku przypominały odbywające się tu 2 miesiące wcześniej Światowe Dni Młodzieży - papież Franciszek uśmiechał się z niejednej ściany.
Samo lotnisko pełni funkcję przesiadkową, więc można było oglądać przepływ najróżniejszych nacji, w większości latynoskich. Wzrostem (197 cm i 171 cm) zdecydowanie się wyróżnialiśmy. Zabawnie się szło korytarzami wśród samych ludzi 140-160 cm :) Za to mniej zabawnie korzystało się z toalety - oboje wystawaliśmy ponad ścianki działowe i drzwi :D No dobra, dziś wydaje mi się to zabawne, ale wtedy takie nie było.
Internet na lotnisku dostępny za opłatą bodajże 10 USD za 30 minut, więc podziękowaliśmy. Klimatyzacja zdawała się nie działać, chyba że to słońce tak silnie grzało, iż jej nie odczuwaliśmy. Siedzenie w słońcu i gorącu potęgowało nasze zmęczenie, ale na szczęście następny lot mieliśmy za godzinę.
Ten króciutki tym razem pobyt w Panama City zakończył się miłym akcentem. Kiedy nadszedł czas boardingu, pani skanująca nasze paszporty z uśmiechem i zabawnym akcentem powiedziała “Dzień dobry! Zapraszamy!”. Kto by się spodziewał usłyszeć takie słowa w pobliżu równika :)