Najwyższy czas na mój ulubiony temat w trakcie podróżowania, a mianowicie dziwne rzeczy! Tym razem mogę wielu osobom wydać się mało obiektywna. Powoduje to fakt, iż już wcześniej byłam w Azji, więc zdecydowanie mniej rzeczy zwraca moją uwagę. I nie oszukujmy się – po takim kuriozum jak Japonia, Tajlandia zdaje się być obfitym źródłem normalności :) Toteż nie rzadko pojawia się uśmiech na mojej twarzy, słysząc nieprzychylne komentarze na temat odmienności tego kraju. Wtedy natychmiast myślę, że oni chyba jeszcze nie widzieli dziwności w swoim życiu... ;) Wciąż jednak znajduję kwestie, które wprawiają mnie w zdziwienie.
Zatem zaczynamy!
1. Miłość do królaJako Europejka wychowałam się w przekonaniu, że król to postać reprezentacyjna i jednocześnie symboliczna. Większość krajów monarchinczych na naszym kontynencie nie bardzo wie, po co i dlaczego tego króla/królową właściwie ma, wytyka się jego/jej rozrzutność, bogactwo, marnotrawienie pieniędzy podatników. Natomiast w Tajlandii król jest święty, nietykalny i wszyscy go kochają. Mimo iż to poczciwy prawie 90 – letni staruszek, który ostatnie kilka lat przeleżał w szpitalu i nie występował publicznie, nadal jest synonimem siły, potęgi i boskości. Król naprawdę jest tu święty, święte jest też jego stanowisko. Dlatego wszyscy protestujący, bez względu na popieraną opcję polityczną czy poglądy, nie śmią mu się sprzeciwić. Podkreśla się też jego kluczową rolę podczas licznych napięć politycznych w państwie.
Król ma decyzyjne stanowisko w każdej kwestii. Odnoszę wrażenie, że gdyby pewnego dnia ogłosił dekret mówiący, że wszyscy mają popełnić samobójstwo, większość dokonałaby go bez zastanowienia.
Ja do króla nic nie mam, wręcz przeciwnie. Bhumibol Adulyadej, inaczej Rama IX, jest uzdolnionym muzykiem, dzięki czemu aktywnie wspiera przeróżne inicjatywy na wielką skalę. To dzięki niemu do Bangkoku zjeżdżają się największe sławy muzyki klasycznej, za co z całego serca bardzo mu dziękuję :) Szczęśliwie rządzi on Królestwem Tajlandii od 68 lat i jego urodziny oraz dzień koronacji są dniami wolnymi od pracy.
2. Lepiej nie depcz pieniędzyJak już pisałam ostatnio na Facebooku, w Tajlandii każdy banknot i moneta zawierają wizerunek Ramy IX, czyli istoty półboskiej. Do tego w buddyzmie stopa jest uznawana za nieczystą część ciała, pełną złej energii, dlatego dawniej za nadepnięcie na pieniądze szło się do więzenia. Dziś po prostu jest to uważane za obrazę jego majestatu i spotyka się to z wielką dezaprobatą stojących wokół Tajów.
3. Wszystko tylko nie samotność!Tajowie to wybitnie stadne stworzenia. Gdy mówię, że idę sama na lunch, wybałuszają się na mnie 32 pary tajskich oczu, a gdy ogłaszam, że udaję się w samotną podróż, odpowiada mi jęk przerażenia. Co? Samemu?! Tutaj wszystko robi się razem. Razem chodzi się na posiłki, zakupy, piwo, zwiedza, żyje. Chyba najgorszą karą byłoby kazanie im pójść gdzies samemu :) O ile Japończycy czują się wtedy zagubieni, wystraszeni i nie wiedzą, jak wolno im się zachowywać, tak Tajowie po prostu są smutni. Trochę jak takie koszatniczki :) W pracy ludzie się przytulają, obejmują, dzielą wszystkim, czym mają. Mimo upływu już prawie 3 miesięcy, nadal nie mogę wyjść z podziwu. Ile ja bym dała, by w Europie panował taki klimat w pracy!!! Dlatego nie przeszkadza mi ten tryb 9 – godzinny, bo upływa mi on w rodzinnej atmosferze, pełnej uśmiechu i serdeczności :) Nawet zaakceptowano, że czasem lubię pójść dokądś sama i już ;)
Zatem gdy Tajowie gdzieś wychodzą, grupa liczy co najmniej 8 – 10 osób. Zamawia się wtedy mnóstwo małych dań i wszyscy się nimi dzielą :)
4. Pokój i uśmiechGdy w Polsce słyszymy hasło manifestacja/protest, pierwszym skojarzeniem, przynajmniej dla mnie, są petardy, race, kominiarki i policyjne pałki. Toteż słysząc ogłoszenie najpierw o zablokowaniu miasta w 7 kluczowych punktach, a potem o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, naprawdę zamarłam. Obrazy z 81 roku, godzina policyjna, czołgi, zatrzymania – zaczęłam się trząść ze strachu i powoli ogarniała mnie panika. A czy tak naprawdę coś się zmieniło? Nie :) Nadal wychodzi się na imprezy, protestujący wysyłają do mnie tysiące uśmiechów i machają do mnie. W poniedziałek wszyscy przenieśli się do Parku Lumpini, który zamienił się w wielkie pole namiotowe. Udałam się tam 2 dni temu na rozeznanie i czułam się jak... na Woodstocku :) Pokój i miłość zamiast wojny, uśmiechy od ucha do ucha, wspólne zdjęcia z blond
farangiem. Wielkie sceny, koncerty, stragany jak na festynach, garkuchnie. Jednym słowem super zabawa od rana do nocy i darmowe posiłki sponsorowane przez polityków. Oczywiście są oni teraz łatwym obiektem dla ataków terrorystycznych, ale jakoś nie umiem sobie wyobrazić zdenerwowanego Taja, a co dopiero chcącego komuś wyrządzić krzywdę.
5. O, karaluchUwielbiam to :D Wiadomo, że w tak gorącym i wilgotnym klimacie karaluchy są wszędzie, nawet w naszym lśniącym biurowcu, ale zawsze bawi mnie reakcja Tajów. W Japonii rozlegały się piski i odgłosy obrzydzenia, tu reaguje się raczej:
„a znowu przylazły, no trudno” :P Przedwczoraj przechodziłam koło salony fryzjerskiego. W środku było bardzo czysto, a siedząca na krześle fryzjerka ochoczo pisała na telefonie. Dostrzegłam minimum 5 – centymetrowego karalucha biegnącego po podłodze, więc zwolniłam, by zobaczyć jej reakcję. A ona rzuciła na niego okiem i po 2 sekundach wróciła do pisania :D Po co tępić coś, co i tak jest nie do wytępienia. Lepiej to zaakceptować i żyć dalej. Dlatego gdy wracam wieczorem do domu z metra, nie patrzę pod nogi :P
6. PlotkarstwoNA POTĘGĘ!!! Tajowie uwielbiają obgadywać ludzi. Nie złośliwie, po prostu poplotkować sobie. Najbardziej rozbraja mnie, gdy ktoś siedzi twarzą do mnie i myśli, że nie rozumiem. Na ich nieszczęście znam coraz więcej słów, a już na pewno
farang, więc trudno, bym nie wiedziała, o kim mowa, ale co mogę na to poradzić ;) Jednakże niektórzy robią to naprawdę subtelnie i gdyby po czasie ktoś nie powiedział mi, że głośno obgadywano mnie przy stole, w życiu bym się nie domyśliła. Kolejna rzecz nie do wytępienia :)
7. Carpe diemTajowie nie potrafią oszczędzać i to nie tylko mieszkańcy stolicy, która jest mekką finansowej rozpusty, ale ludzie z prowincji też. Wydaje mi się, że to przez klimat – pokarm zawsze był dostępny cały rok, więc po co komu było myśleć o zapasach, oszczędnościach, strachu przed jutrem. Toteż Tajowie wydają wszystko, co mają. W Bangkoku w biurach kobiety co 3 miesiące zmieniają garderobę, masowo kupuje się na kredyt ekskluzywne samochody. Gdy odmawiam, tłumacząc, że oszczędzam na podróże, nikt mnie nie rozumie. Oprócz faktu, że oni ogólnie nie rozumieją idei podróżowania (może dlatego, że nie da się tego robić w dużej grupie), to po co oszczędzać, lepiej żyć chwilą. Ja nie potrafiłabym tak, ale oni są szczęśliwi i to najważniejsze :)
8. Podróżowanie? A o co w tym chodzi?No właśnie, podróżowanie. Tak sobie myślę, że kolejnym z powodów może być fakt, iż Tajlandia po prostu ma wszystko. Zapierającą dech w piersiach przyrodę, rajskie plaże, góry, lasy, rzeki i jeziora. Mają różne mikroklimaty, różnorodność etniczną, językową, religijną, kulinarną. Stąd bardzo szybko zrozumiałam, dlaczego prawie każdy Taj, który kształcił się zagranicą, wraca do ojczyzny. Fortuny tu nie zbije, ale na pewno żyje szczęśliwie. Zresztą jak tu nie być szczęśliwym, mając świeże owoce cały rok i słońce. A gdy komuś się zachce odmiany, wystarczy przejść kilkadziesiąt metrów w stolicy i natychmiast trafia się na miejsca serwujące kuchnię japońską, hinduską, włoską, arabską czy amerykańskie fastfoody. Naprzeciwko mojego biura za 30b kupuję najlepszą pod słońcem mrożoną kawę brazylijską lub kolumbijską, świeżo mieloną i parzoną w ekspresie. Tu naprawdę jest wszystko ;)
I to na razie tyle, by Was nie zanudzić :) A zdjęcia pochodzą z przeróżnych części i okazji, więcej informacji w opisach!