Wczesnym rankiem zostałyśmy odwiezione na tę samą stację, na którą przyjechałyśmy. Stwierdziłśmy, że jest duża, więc szanse, iż ktoś nas zabierze, są dosyć spore.
Niestety nie pomyślałyśmy, że właściwie leży ona po drugiej stronei autostrady, więc siłą rzeczy większość ludzi jechała na południe, a ci, co zmierzali na północ (głównie Polacy), byli maksymalnie załadowani, wracając z wypoczynku. Miało też miejsce kilka niemiłych sytuacji, w tym moja ulubiona "nie mamy miejsca", kiedy cały tył samochodu jest pusty, ale starałam się nie wkurzać na tych ludzi.
Minęła godzina, dwie, a my ciągle stałyśmy w miejscu. Zrobiła się już 11, a na północ wciąż jechało niewielu. Rozdzieliłśmy się i jedna stała na stacji, a druga chodziła po parkingu. Kolejni Polacy twierdzili, że miejsca nie mają, że Brzeg czy Opole leży za daleko od Wrocławia (nie wiem, co to ma do rzeczy...) lub dawali nam do zrozumienia, że wyglądamy jak bezdomne brudasy, więc ich warszawskie auto tego nie zniesie i tak dalej, i tak dalej... kolejnym autem z Polski przyjechały jakieś Krakusy. Widziałam, że MArta już była zrezygnowana, ja jeszcze miałam w sobie ciut nadziei, więc pobiegłam za nimi. Starsza pani spojrzała na mnei nieufnie, lecz towarzysząca jej młoda kobieta ochoczo przytaknęła, zaznaczając, że decyzja należy do "pani profesor". Ostatecznie kazano mi poczekać, a one się zastanowią i poszły do restauracji.
Poszłam do Marty zrezygnowana...
-Znowu nic.
-Kurczę :(
-Żartuję, na 90% nas wezmą :DDD
Tak też się stało :) Naszymi wybawicielkami były pani profesor z Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego i jej asystentka, robiąca u niej doktorat :D Większość czasu, kiedy nie spałyśmy, rozmawiałyśmy o karierze naukowej i o tym, jak dzięki konferencjom można zwiedzać cały świat. Przy czym pani profesor zapomniała dodać, że można to robić, nie mając rodziny ;)
Jako że panie jechały do Bielsko-Białej, wysadziły nas przed Ostrawą. Zerkałam co rusz na godzinę. Mój powrót do Poznania wieczorem stawał się coraz bardziej nieprawdopodobny, ale wierzyłam, że mi się uda... zresztą w tamtym momencie nie było to ważne, najpierw musiałyśmy dostać się do Polski!