Jako że każda z nas marzyła, by któregoś dnia znaleźć się w cesarskim Wiedniu, postanowiłyśmy chodzić absolutnie caaały dzień.
Miasto prezentuje się wspaniale, na każdym kroku widać, że było pielęgnowane przez wieki i prawie nietknięte przez wojnę. Centrum zbudowano na planie pierścienia wokół którego znajduje się większość najważniejszych zabytków oraz który zamyka ścisłe stare miasto. Rozpoczęłyśmy od ratusza i podążałyśmy wokół tego pierścienia, co jakiś czas zbaczając z trasy.
Moje pierwsze wrażenie poza zachwytem to podobieństwo do architektury miejskiej w zachodniej Polsce, co nie dziwi z uwagi na zabory. Kamienice wyglądają praktycznie tak samo, jak we Wrocławiu, choć generlanie budynki posiadają więcej zdobień, wieżyczek i wszystko jest odnowione :) Gdzie nie skręciłyśmy, tam było pięknie :) Stare kawiarnie, sklepy z czekoladą, warsztaty... czułam się trochę jakbym przeniosła się w czasie. Dodatkowo poprzebierani Mozartowie zachęcający do zjedzenia właśnie w ich restaruacji dodają uroku.
Generalnie tak, jak się spodziewałam, spotkałam mnóstwo turystów i fantastyczną architekturę cesarską. Dodatkowo Wiedeń posiada wiele architektonicznie ciekawych budynków, więc dzięki Marcie zobaczyłam kilka z nich. Poza centrum trafiłyśmy na te same komunistyczne twory, co w Polsce, he he. W Wiedniu nie ma zbyt wielu drapaczy chmur, ponieważ istnieja restrykcje co do wysokości budynków. Lody tak jak w Chorwacji po prostu powalają na kolana!!! Są PYYYSZNE!
Moim marzeniem gdzieś tam, z tyłu głowy, zawsze było wypicie kawy w Wiedniu. Nie wiem, dlaczego. Ucieszyłam się, że Marta myślała o tym samym i na koniec dnia pozwoliłyśmy sobie na burżujski wypad do kawiarni przy Donaukanal :D Próbując słynnego tortu Sachera. Wdychając aromat, zerknęłam za siebie - zachodziło słońce, a my właśnie siedziałyśmy nad modrym Dunajem w słynnym Wiedniu. To było więcej niż mogłam sobie wymarzyć :)
I tak zobaczyłyśmy ratusz, Uniwersytet Wiedeński, parlament, słynną Staatsoper, parki, place, ekskluzywną ulicę Kohlmarkt i katedrę św. Stefana, dom Mozarta i teatr, a także Hunderwasserhaus ze słynnymi skośnymi ścianami, Dunaj i Prater. Niestety nie pozwoliłyśmy sobie na żadne muzeum z uwagi na ceny i niewielką ilość czasu, mam nadzieję, że któregoś dnia to zmienię ;) Gdy wieczorem spotkałyśmy się z Anetą i Robertem, mogę uczciwie przyznać, że nogi mi wchodziły w pupę :)
Zarówno w drodze do Wiednia jak i w drodze do domu Robert opowiadał nam o życiu w Wiedniu i Austrii. Przed wojną Żydzi stanowili ważną część życia miasta, więc odczuwa się ich dotkliwy brak w kulturze. Zaraz za starym miastem spotyka się pełno imigrantów, głównie z byłej Jugosławii, a siedliskiem dziwnych ludzi jest park Prater. Czułam się tam bardzo niepewnie i jak tylko zebrałyśmy sił, to chciałam stamtąd uciekać. Odnosiłam wrażenie, że wokół siedzą sami narkomani i bezdomni. W Austrii nie ma zniżek na muzea, a w teatrach można wykupić dożywotni abonament.
W samej Austrii widać imperializm. Wszystko jest takie potężne, piękne i mało zniszczone. Zauważa się duży wpływ Włoch i Niemiec, przez co kuchnia jest zróżnicowana. Podczas wojny Austria dołączyła do Hitlera, a potem zrzucono na ich brzemię współwiny, stąd ludzie na co dzień są ogólnie smutni. Nie ma też kultury spedzania czasu na zewnątrz. Sklepy zamyka się o 18-19, w niedziele są nieczynne. Austriacy zazdroszczą Włochom stylu bycia, obyczajów, otwartości.
Austria kojarzy się z Alpami, lecz od Wiednia do samych Węgier jest płasko jak na talerzu. Z innych ciekawostek to istnieje kilka znanych austriackich win, a woda kranowa jest pitna.
Gdy wróciłyśmy do Modling, zaczęłyśmy planować wyjazd następnego dnia. Spakowałyśmy się, przygotowałyśmy i położyłyśmy. To była ostatnia noc w podróży, ale nie mogłam zasnąć. Czułam w środku wielki nie pokój. Myśląc o tym ,co dotychczas się wydarzyło, nie mogłam uwierzyć w to, że wszystko było jak z marzeń. Dojechałyśmy w 1,5 doby, zobaczyłyśmy mnóstwo, spotkało nas tyle dobra, o czym nie pomyślałyśmy, to się wydarzyło i jeszcze na koniec ten Wiedeń niczym wisienka na torcie! Po 40 minutach usłyszałam nagle:
-Śpisz?
-Nie, nie mogę zasnąć.
-Ja też nie. Wszystko idzie nam za gładko.
-Mam to samo uczucie. Boję się, że jutro coś się wydarzy.
-Noo...mam nadzieję, że jakoś nam się dostać do tego Wrocławia.
W końcu udało mi się opanować myśli i zasnąć. Przed nami była długa droga.