Kędzior trzymała naszą tabliczkę, ja machałam i skakałam. Energii miałyśmy mnóstwo - Wiedeń był na wyciągnięcie ręki, konkurencji żadnej, czasu dużo.
Kierowcy serdecznie nam odmachiwali i uśmiechali się. Po 5-10 minutach przejechało polskie auto, więc pomachałam im z sympatii, na co oni nagle zjechali z drogi na pobocze. Kędzior pobiegła, by ich zapytać, czy chcą nas zabrać. Wróciła z uśmiechem od ucha do ucha, że wracają właśnie z majówki przez Wiedeń do Brna, a później do Polski.
To brzmiało jak spełnienie marzeń! Miałyśmy już bezpośredni transport do Wiednia!!!
Nasi kierowcy to para z AGH w Krakowie, która przeniosła się do Warszawy. Ona zjeździła całą Polskę stopem, stąd pewnie zdecydowali się nas wziąć. Panowała względnie przyjemna atmosfera, ale nierzadko gryzłyśmy się w język... wydaje mi się, że mieszkanie w stolicy trochę namieszało im w głowach. Pierwszy raz się spotkałam z tym, by człowiek jeżdżący kiedykolwiek stopem zatracił całkowicie pokorę i skromność, ale cóż, tak też bywa. Najważniejsze, że my byłyśmy w drodze do wymarzonego Wiednia!
Para wysadziła nas na wielkiej stacji niedaleko Modling, gdzie dokładnie stacjonowała koleżanka Kędziora. Poszłyśmy na stację coś zjeść i się przebrać. Ledwo wyszłyśmy z jedzeniem na parking, kiedy Aneta, koleżanka Kędziora, zaparkowała tuż przed naszym nosem!
Na całym tym gigantycznym parkingu oni natychmiast nas znaleźli! Nie mogłyśmy w to uwierzyć :) Ten dzień był niesamowity.
Mödling to urocze miasteczko pod wiedniem. Architektua tam panująca jest bardzo zbliżona do Polski Zachodniej. Na ulicach panował błogi spokój.
Przywitano nas pyszną kolacją i winem, a my umilałyśmy wieczór najciekawszymi opowieściami z naszego wyjazdu. Zaplanowaliśmy, że następnego dnia od rana będziemy zwiedzać Wiedeń, a Robert i Aneta nas podrzucą i odbiorą.
Wreszcie też miałam dostęp do internetu i mogłam zacząć nadrabiać blog :)
Kładąc się do spania na cudownie miękkim materacu, zdążyłam tylko pomyśleć, jak piękne jest życie i zasnęłam ;)