Trochę zaskoczone zaistniałą sytuacją, nie wiedziałyśmy, co robić. Mogłyśmy cofnąć się pieszo do wyjazdu z autostrady, łapać stopa, by ktoś nas wywiozł gdzieś w kierunku Ljubljany albo nie wiadomo, co... czułyśmy się trochę zagubione.
Nagle Kędzior chwyciła mapę i podeszła do kierowcy chyba 30-letniego Golfa, którego zielony kolor przechodził w rdzawy.
O dziwo ten starszy pan znał nieźle angielski. Wyjaśnił, że musimy dostać się przejściem koło areny na drugą stronęi tam iść pieszo na jakąś stację. Narysował to na kartce. Wizja człapania w upale z plecakami przez parę kilometrów nie widziała nam się wcale.
Kędzior natychmiast zapytała, czy nas tam pan azwiezie, a on się zgodził! W tym momencie po raz kolejny zrobiło mi się ciepło w sercu z radości, z jak rozgarniętą i zaradną osobą jadę. W razie mi brakuje mocy, to ona się nami zajmie :)
Pan nas zawiózł na drugą stronę tej ekspresówki, wysadził na światłach i polecił tam stać. Zajęłyśmy miejsce na wysepce między ekspresówką, a zjazdem. Miejsce nie było najgrosze, widzieli nas wszyscy stojący na czerwonym świetle. Było niemiłosiernie gorąco, a jedynym pobliskim cieniem był znak stojący za nami. Dodatkowo wszystkie te samochody wyjeżdżały z Zagrzebia i wyglądało, na to, że kierują nimi pobliscy mieszkańcy. Nie chciałam psuć atmosfery, ale już zakładałam, że pięciokilometrowy spacer do bramki na autostradzie jest nieunikniony. kiedy to nagle stojące na przedzie auto, a właściwie siedzący w nim ludzie zaczęli nam machać, pokazując, że mamy wskoczyć do środka. Znając wagę naszych plecaków i widząc ilość bagaży "podręcznych" (butelki wody, chusty itd.), pokazałam, by skręcili w prawo w drogę, przy której stałyśmy. Tak też uczynili, wykonując ten manewr pod prąd ^^
Była to para cudownych Chorwatów, którzy powiedzieli, że zabiorą nas na granicę ze Słowenią. Okazało się szybko, że on dużo jeździł stopem i zawsze biorą łapiących :) Na pożegnanie wręczyłam im folder o Poznaniu, a oni na to, że mieli odbyć Erasmusa w Poznaniu!!! Jednakże coś w kwestiach administracyjnych zawiodło. Jaki ten świat mały!!! :)
Przeszłyśmy pieszo przez granicę samoobsługową (Chrowacja jeszcze nie była w tym momencie w UE, ale granice miała otwarte, poza bośniacką). Stanęłyśmy znowy w pełnym słońcu z prawej strony z kartką "Maribor". Byłyśmy bardzo podekscytowane. Od Wiednia dzieliło nas niewiele, a co najważniejsze - byłyśmy daleko od całej reszty Polaków z Dubrownika:)