Pani Gordana zachęcała, byśmy zostały na weekend, to pokaże nam okolice :D ale chciałyśmy wracać, ponieważ a) żadna z nas nie chciała tracić kolejnych dni zajęć, b) mogę już to ogłosić - miałiśmy nagrany weekend w Wiedniu! :D Marty koleżanka przebywała tam na majówkę u swojego chłopaka i zaprosiła nas ^^
Rano Sara nie odstępowała nas na krok, jednakże wyjeżdżając z Capljiny musiałyśmy się pożegnać. Sara jest młodą nastolatką, ale mamy nadzieję, że któegoś dnia do nas napisze :)
Najpierw zawiozłyśmy Dorę do przedszkola, a potem nas na stację benzynową poza miasto. Dziękując z całego serca, brzucha, obu nóg, rąk i wszystkiego, co miałyśmy, pożegnalyśmy się czule z Gordaną. To prawdziwy zaszczyt trafić na takiego człowieka!! Ostatnio napisała do mnie na Facebooku :)
Na stacji były już 2 ekipy 3-osobowe, jedna z nich towarzyszyła nam w Neum. Okazało się, że oni spali gdzieś w rowie, nie myli się (ta stacja była maluśka), a żar lał się z nieba... nawet nie wspomniałyśmy, w jakich luksusach opływałyśmy my tej nocy.
Kurczę! Znowu ten dylemat - co robić. Jednakże ponownie okazało się, że ci ludzie nie mieli pojęcia o łapaniu stopa... rozstawili się gdzieś przy ulicy, więc my haps! Zajęłyśmy stację, ale szło kiepsko. O 8 rano wszyscy jechali do pracy do Metković lub do Sarajewa. Byłyśmy odsunięte od autostrady, ale wierzyłyśmy, że ktoś nas do niej podwiezie... minuty mijały, robiło się gorąąąco...
Nagle zajechało wielkie, czarne Porsche Cayenne. Widząc takie auta, raczej nie podchodzę, bo szkoda strzępić język. Co prawda byłśmy czyste i najedzone :P Ale raczej nikt jadący takim autem nie chce przygarnąć dzieci z ulicy... BAM! Rejestracja z Zagrzebia! To podziałało jak magnes. Podeszłam do kierowcy i zaczęłam po angielsku... odpowiedział mi po niemiecku. Cholera! Od paru lat marudzę, że tak dobrze znałam kiedyś niemiecki, ale wszystko poszło w zapomnienie... z trudem skonstruowałam mniej wiecej poprawne kilka zdań. Najpierw się nie zgodził, ale po chwili zapytał mnie:
-Jesteście we 2?
-Tak. - i teraz, zamiast użyć czasownika "móc", zapytałam - czy lubimy z panem jechać?
Odpowiedział tak szybko, że zrozumiałam tylk otyle, że chyba tak... Pisknęłyśmy z radości, ale mając doświadczenie z Neum, gdzie Bośniak wystawił nas do wiatru, dla wszystkiego czekałyśmy, aż wróci. Zaczął robić przemeblowanie w aucie i nam kiwać, czyli TAK, JEDZIEMY! JEDZIEMY DO ZAGRZEBIA!!!! :DDD
Pan był miłym biznesmenem, który wyemigrował do Niemiec, a teraz wracał z urlopu ze swoimi rodzicami. Stało się coś niesamowitego ,a mainowicie, zaczął mi się odświeżać cały niemiecki! :) Rozumiejąc dobrze to, co on mówił, kolejne słówka napływały mi do głowy, dzięki czemu mogłam z nim trochę pokonwersować.
Jego matka co chwile suszyła mu głowę, niechętnie na nas spoglądając. Było widać, że on miał jej dosyć, bo wtedy momentalnie odzywał się do nas po niemiecku :P
W okolicach Zadaru zrobiliśmy przystanek. Ku naszemu zdziwieniu było... zimno! Chłodny wiatr z pobliskich ,jeszcze ośnieżonych gór sprawił, że gorący Dubrownik wydawał się być dalekim wspomnieniem. W miedzyczasie Marty koleżanka potwierdziła, że jeszcze tego dnia możemy wpaść do niej do Wiednia :D
Jako że Marta nie zna niemeickiego, ciągle kazała mi o coś pytać:
- Co robią Polacy w jego firmie? (Powiedział, że pracuje 4) Co robi jego siostra? Jakie jest jego ulubione zwierzę?
- ale ja nie pamiętam, jak jest zwierzę.
- To zapytaj, czy lubi motyle! Wiemy jak jest "lubić" i jak jest "motyl"
-----------------.------------------------------'
To był mój komentarz :D
Koło 14 wysiadłyśmy pod Zagrzebiem ( 500 km w 5 godzin. Po prostu bosko!!! ) na trochę zabitej dechami stacji. Niestety przespałyśmy moment i Pan już wjechał do stolicy.
Stacja była pusta, rozwalająca się i mała, jakieś 2 km od nas znajdował się stadion olimpijski.
No to wtopiłyśmy!