Idąc na następny przystanek, zastanawiałyśmy się, jakie w ogóle mamy szanse. Był 2. maja, więc wszyscy, któzy chcieli gdzieś wyjechać, wyruszyli dzień wcześniej, a handlowcy mieli wolne. Ruchu prawie nie było.
Na autostopie panuje ogólny zwyczaj, że się pozdrawiamy. Uczestników ASR łatwo było rozpoznać po koszulkach, więc idąc poboczem, krzyknęłam powitalnie do 2 dziewczyn stojących po drugiej stronie. Jedna z nich odpowiedziała:
-Siemanko!
Głos brzmiał znajomo...
-Monika??!!
-Dominika????!!!!!!
-No nie wierzę, ha ha!!!!!!
1500 km od Poznania spotkałam moją dobrą koleżankę, z którą ciągle się mijamy i nie możemy się umówić. Ale ten świat jest mały!! :D
Zaproponowałyśmy im, by poszły dalej z nami, bo stały już trzecią godzinę w dosyć niefortunnym miejscu.
Doszłyśmy do następnego przystanku autobusowego, a tam czekali Marysia i Maciek, nasi znajomi!! :D Oni czekali 1,5 godziny i próbowali dostać się do Bośni.
Samochodów nadal prawie nie było, w powietrzu wisiał deszcz, robiło się późno, a my tkwiliśmy wciąż w Dubrowniku. Jednakże z drugiej strony tak miło siedziało się z bliskimi nam ludźmi, że było naprawdę śmiesznie i właściwie każdy się wyluzował, iż co ma być, to będzie. Najwyżej rozbijemy namiot na drodze nad Dubrownikiem ;)
Po 40 minutach zajechał stary Golf. Właściwie zastanawiałam wcześniej, co zrobimy, jak już ktoś się zatrzyma. W 4 chciałyśmy jechać na północ Chorwacji. To my zaproponowałyśmy to miejsce, ale teoretycznie one czekały dłużej...
Z samochodu wysiadł bośniacki pracownik fizyczny w średnim wieku oferujący zabranie nas do Neum. Mimo iż początkowo się sprzeciwiał, Monika jest mistrzem zagadywania i załatwiła, że weźmie nas wszystkie :D więc problem kolejności odjazdu sam się rozwiązał. Pożegnaliśmy Marysię i Maćka i wsiadłyśmy do samochodu.
Podczas pakowania plecaków do bagażnika, czułam, że nasz kierowca ostro pobalował noc wcześniej - po prostu cuchniał alkoholem. Ostrzegłam dziewczyny, ale z uwagi na znikomy ruch samochodowy tego dnia zdecydowałyśmy się jechać. Nie był on zbyt rozmowny i na szczęście jechał bardzo ostrożnie. Po drodze okazało się, że jedzie do Sarajewa. Ustaliłyśmy zatem, że my wysiądziemy w Neum, a Monika i Kornelia w Mostarze, zwiedzając przy okazji Bośnię.
Zażyczyłam sobie, by wysadzono nas znowu na tej samej stacjo, bo jest dla nas szczęśliwa. Obsługa przywitała nas z uśmiechem, a będący tam już 3-osobowy zespół z lekką oschłością. Usiadłyśmy na krawężniku, myśląc, co robić dalej.
P.S. Miałam przerwę w pisaniu, bo pojechałam na weekend w Beskid Żywiecki. Z całego serca polecam te urokliwe góry, widoki są jak z bajki!! :))