Dojechałyśmy z nimi na miejsce, zaproszono nas na kolację i na noc, bo skoro jadą do Dubrownika następnego ranka, to mogą nas zabrać. Opierałyśmy się, że wrócimy stopem pod wieczór. Nie miałyśmy tyle pieniędzy, by zostawać (20 € za dobę), jednakże pani pilotka nie pozwoliła nam na to, a cała reszta zachęcała, byśmy zostały, więc się poddałyśmy. Opłacono nam kolację, nocleg i śniadanie (!!!!!). Pani Kasia stwierdziła, że Matka Boska jej to kiedyś wynagrodzi w niebie, a tymczasem ona się cieszy, że może pomóc nam.
Udaliśmy się na mszę świętą o 18 i różaniec. Większość wiernych stanowili Polacy i Włosi. Spotkaliśmy na miejscu pielgrzymkę autostopową z Wrocławia do Medjugorje :) Ogromne wrażenie wywarły na mnie konfesjonały. W 2 budynkach mieściło się mnóstwo pomieszczeń. Na drzwiach widniał język, w jakim w danym pomieszczeniu odbywała się spowiedź. Niesamowite :)
Jak w każdym takim miejscu pełno było sklepów z plastikowymi maryjkami, różańcami itd. Wcześniej w Medjugorje były 3 domy na krzyż, a teraz jak grzyby po deszczu wyrosły kolejne domy pielgrzyma i kramy.
Wieczorem wysłuchałyśmy opowieści jednego z uczestników o wojnie. Urodził się w Warszawie i uciekł do Bawarii, wielokrotnie ryzykując życie po drodze. Bardzo lubię takie historie, więc z uwagą słuchałam i wyobrażałam sobie tamtą rzeczywistość.
Nadszedł czas pójść spać. Nie miałyśmy żadnych ręczników, piżam ani kosmetyków, bo nie spodziewałyśmy się takiego królewskiego potraktowania, ale przygarnęły nas 2 panie na sofę do swojego pokoju, a inni podzielili się ręcznikami. Obie z Kędziorem nie mogłyśmy uwierzyć, że śpimy w ciepłym miejscu (pod namiotem nad ranem przebudzałyśmy się z zimna) i w dodatku bez szyszek pod sobą! :P
Następnego dnia o 7:30 zaplanowano wyjazd. Ustaliłyśmy z Kędziorem, że oddamy pani Kasi pieniądze za chociaż jedną z nas, ale nie chciała tego przyjąć.
W drodze powrotnej na przejściu bośniacko-chorwackim wysiadłyśmy z autokaru i przekroczyłśmy granicę pieszo, aby nie robić nikomu problemów. Okazało się, że muzułmańscy urzednicy, widząc polskie autokary pielgrzymkowe, skrupulatnie wszystko sprawdzają i utrudniają proces. Po kolei każdy polski autokar musiał zjeżdżać na bok. Trochę to trwało, więc poczekałyśmy na nich, rozmawiając o tym wszystkim, co się stało i ledwie w to wszystko wierząc. Gdyby ktoś 3 dni wcześniej powiedział mi, że pojadę do Mostaru i do Medjugorje, to popukałabym się w głowę.
Wsiadając z powrotem, dowiedziałyśmy się, że pani Kasia przekupiła strażników piwami, więc puścili ich troche szybciej (!!!!!).
Po drodze słuchałyśmy faktów i opowieści. Muszę przyznać, że tak, jak pomyślałyśmy o naprawdę wszystkich przyborach na wyjazd, to wtopiłyśmy jedną rzecz - przewodnik!!! Żadna z nas nie wpadła na to, by zabrać przewodnik po Chorwacji :P a już tym bardziej Bośni, więc z wielka ciekawością notowałam, co pani Kasia mówiła.
Rzeka Neretva, która biegnie obok drogi krajowej, jest najdłuższą rzeką Bośni (290 km), wpływa do Adriatyku w Plocze (w Chorwacji). Wokół niej rozciągają się bardzo żyzne ziemie, na których rosną gaje owocowe. Po bokach, blisko granicy z Chorwacją, znajdują się jeziora krypodepresyjne. Słodka woda z góry miesza się ze słoną wodą z morza, dzięki czemu występują tu gatunki endemiczne.
W drodze pytano nas, czy może nie chcemy wieczorem jechać z nimi do Czarnogóry ! :D ale z uwagi na brak paszportu u Marty zrezygnowałyśmy, zresztą to było dosyć wrażeń jak na te kilka dni, chciałyśmy jeszcze skorzystać z kąpieli w morzu. Pożegnaliśmy wszystkich na Starym Mieście w Dubrowniku, machając, całując i obiecując, że będziemy na siebie uważać.
Jak tak teraz myślę, to wciąż nie wierzę w tę dobroć. Tłumy ludzi przyjeżdżają do Medjugorje po uzdrowienie, dziękować, modlić się, prosić o jakiś cud. My wylądowałyśmy tam znikąd, nie planując, spontanicznie, spotykając tak dobrych ludzi, że trudno to opisać.
Dla mnie to był właśnie cud :)