Jazda przebiegała bardzo miło. Wręczono nam szwajcarskie czekoladki, rozmawialiśmy o ich kraju, naszych podróżniczych planach.
Na granicy słoweńsko - chorwackiej strażnik długo przyglądał się naszym dokumentom i nic dziwnego. Auto składało się z: białej Szwajcarki, czarnego Szwajcara i 2 Polek w identycznych koszulkach.
- Ale nas lustrował...
-Możemy udawać, że jesteśmy siostrami bliźniaczkami, a pani nas zaadoptowała :D
- Tak, a za szlabanem czeka cały dom dziecka!
Naszym oczom ukazał się tłum polskich autostopowiczów w niebieskich koszulkach machających, skaczących i krzyczących. Odmachałyśmy im serdecznie, w duchu ciesząc się, że nie jesteśmy pośród nich. Szanse na złapanie stopa w takiej grupie graniczą z cudem. Miałyśmy naprawdę wielkie szczęscie, że jechałyśmy wiele kilometrów dalej na południe.