Nasz drugi kierowca to fan baseballu, nawet próbował mówić do mnie po angielsku. Jego van był ooogromny, więc rozsiedliśmy się po królewsku. Na początku nam nie ufał do końca, ciągle na nas zerkał :P Ale szybko mu minęło. Ja się trochę zdrzemnęlam, ale potem nie odrywałam wzroku od okna. NARESZCIE! Jakaś zieleń !!!!!! Moim oczom okazał się górzysty teren pełen lasów, małych rzek i dzikich łąk gdzie niegdzie. Po miesiącu w Tokio przeżyłam naprawdę ciężki szok :) Miałam nadzieję zobaczyć Fuji, ale niestety chmury zaszyły całe niebo. Chyba nawet padało przez moment.
Zrobiliśmy krótki postój. Ja odłączyłam się, by pójść wyrzucić śmieci. Spotkałam białego człowieka z wielkim plecakiem. Uśmiechnęłam się, jak to zwykle robię w takie jsytuacji, a biały człowiek nie odrywał wzroku od mojej koszulki IAESTE Poznań.
-Where are you from? - spytałam.
-Actually...I'm from Poland.
-NAPRAWDĘ? ;OOO
-No...a tak właściwie to jestem z Poznania, studiuję tam germanistykę.
!!! To ci dopiero! :D Spotkać poznaniaka na środku Honsiu, gdzieś między łąkami i lasami na małym parkingu, też łapiącego stopa ;D On od miesiąca tak podróżuje, chce zostać i otworzyć tu piekarnię, więc penetruje teren :)
Powoli zbliżaliśmy się do końca naszej przejażdżki, musieliśmy wybrać, co dalej. Ja wciąż byłam za Kioto, ale Filip upierał się przy Nagoi. W sumie było już późno, w Kioto i tak nie mieliśmy noclegu, więc zgodziłam się na tę Nagoję. Nasz kierowca wysadził nas na małym Parking Area około 60 km od Nagoi. Poradził, byśmy pod nazwą miasta dopisali "chcę dojechać", jest to grzeczniejsza forma...nawet w autostopie obowiązują te ich reguły ;)
Usiedliśmy na ławkach przed McDonald'sem i innymi barami, w jednej ręce trzymając po kartce, a w drugiej jedzenie. Ledwo zjedliśmy, podeszła do nas urocza Pani, pytając, czy nie chcemy się zabrać. Co to za pytanie! :D Dodała, że musimy trochę poczekać, ponieważ muszą najpuierw zrobić przemeblowanie w aucie.
Czekając i kończąc jedzenie, podeszła do nas starsza Pani, pytając po angielsku, czy może nie potrzebujemy podwózki, bo właśnie jedzie do Gifu, więc do może nas zabrać :D Ładnie podziękowaliśmy, mówiąc, że już mamy transport :)
Rodzina, która nas zabrała, składała się z taty pracującego w Panasonic, kochanej, ciepłej mamy oraz 2 rozbrykanych chłopców. Właśnie wracali z wakacji w Tokio i jechali do domu do Kioto. Ja, nauczona doświadczeniem, że nigdy nie marnuje się takich okazji, odparłam, że w takim razie jedziemy z nimi do końca, ale Filip się wkurzył i burknął, że mam dać sobie spokój. To ustąpiłam ;) Podrzucono nas do centrum aż pod sam zamek.
Przekraczając jego bramę okazało się...że akurat trwał tam wielki festiwal :) W okolicy 16 sierpnia (święto zmarłych) w Japonii odbywa się wiele imprez. Tu akurat odbywała się 13.08. Tradycyjne japońskie tańce, pełno pysznie pachnącego jedzenia, koncerty i królujący nad miastem zamek :)