Geoblog.pl    tealover    Podróże    Flores i Komodo - w pogoni za płaszczkami    Nostalgia na szczycie
Zwiń mapę
2014
12
lis

Nostalgia na szczycie

 
Indonezja
Indonezja, Kelimutu
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 451 km
 
Jeśli kiedykolwiek wydawało mi się, że Indonezja to państwo, w którym nigdy nie jest chłodno, to w tamtej chwili z każdą sekundą odzierano mnie ze wszelkich złudzeń. Ku memu ogromnemu zaskoczeniu u stóp wulkanu było zimno. Ba! Trzęsłam się! Zupełnie nieprzygotowana na taką sposobność, nacierałam każdy odkryty skrawek mojego ciała, by jak najszybciej przywrócić krążenie. Nie przynosiło to wielkiego skutku, więc pozostało mi jedynie szybkim tempem iść przed siebie.

Razem z pozostałą trójką białych pasażerów ruszyliśmy w trasę, kiedy to wyrosła przed nami brama do parku narodowego. Na dźwięk horrendalnej kwoty 150 000 IDR, jaką każdy z nas miał uiścić za karę, że jest biały, moje krążenie natychmiast wróciło do normy, a nawet tę normę przekroczyło. Na nic tłumaczenia, że studentka, że martwy sezon, że po prostu ładnie się do ciebie uśmiecham, więc miej, babo, litość. Nie. Indonezyjczycy i im podobni z twarzy 15 000 IDR (spotkałam potem na szczycie Tajkę, co też zapłaciła mało), biali dziesięciokrotnie więcej. Z perspektywy czasu odnoszę wrażenie, że to zemsta nacji ASEAN za brutalne kolonizacje i rabunkowe rządy europejskich najeźdźców. Tajlandia, jedyny kraj, który oparł się temu niszczycielskiemu zjawisku, ma zupełnie inne podejście do zachodnich turystów. Natomiast reszta pobiera tak wysoką daninę jak to tylko możliwe. Eh, eh.

Wchodząc na szczyt 5:45, spotkałam tam innych turystów. Z różnych krajów, trochę też lokalnych mieszkańców. Dla nich to święte miejsce, do którego po śmierci przychodzą dusze zmarłych, a zmieniające się kolory słynnych jeziorek, to wynik oddziaływania duchów zamieszkujących ten świat. Jeśli któreś z 3 jezior zmienia barwę, to prawdopodobnie zmienia się rozkład sił natury. Z naukowego punktu widzenia zmieniają się składniki przeważające w wodzie, niemniej lokalna legenda bardzo mi się podoba.

Niestety z powodu ilości chmur i silnego wiatru przyszło mi trząść się z zimna do niespełna 7 rano. Wtedy słońce nareszcie zaczęło odsłaniać swe oblicze, pieszcząc utęsknione ciała swymi promieniami. Chmury powolnym krokiem wznosiły się ku górze, stopniowo odkrywając piękno otaczającego nas terenu. Dookoła wznosiły się ostre grzbiety wulkanu i wypiętrzonych gór otulone gęstym zielonym iglastym lasem i krzewinami u ich stóp. A wiatr… a wiatr muskał kosmyki moich włosów i delikatnie owiewał moją twarz. W tym momencie… w tym momencie coś się stało. Coś pękło. Coś wypłynęło z mojego serca.

Była to nostalgia. Tak silna, że aż obezwładniająca. Tak niespodziewana, że aż paraliżująca. W tamtej chwili zatęskniłam całym sercem za Polską, za malowniczymi Beskidami na tle błękitnego nieba i białych chmur, za tym powiewem chłodu o poranku, za takim widokiem. Moje odczucia tak dalece mnie zaskoczyły, że chwilę mi zajęło ich zidentyfikowanie, ale jednak. To była nostalgia. Ot tu, na szczycie wulkanu Kelimutu zatęskniłam za polskimi górami. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do siebie. Mając bilet do ojczyzny na 7 dni później, był to pozytywny objaw, dobrze rokujący na zderzenie się z europejską jesienną rzeczywistością.

Około godziny 8.30 ludzie rozpoczęli powrót. Uszłam kilka kroków z nowo poznanym Hiszpanem, kiedy poczułam, że nie, potrzebuję zostać sama. Zmierzyć się z tym, co przed chwilą mnie wypełniło, a jednocześnie chłonąć to, co mnie otaczało. Zatem odłączyłam się czym prędzej od pozostałych i szybko wdrapałam się nad jedno z trzech jeziorek o kolorze intensywnego amazonitu. Jeziorko drugie, po lewej stronie, miało kolor jasnego turkusu natomiast trzecie, nieco od nich odsunięte, biło ciemnym granatem. Usiadłam na granicy krateru, zamknęłam oczy. Wiatr wciąż otulał moją twarz swym ciepłym podmuchem…

Zerknęłam na zegarek – minęło ponad 1,5 godziny. Nie wiem kiedy, ponieważ zatraciłam poczucie czasu. Panująca tu cisza pozwoliła mi przenieść się w inny wymiar. Tam, gdzie czas zupełnie zanika, a może tak naprawdę istnieje, lecz jest niczym mrugnięcie powieki? Trudno stwierdzić. Jeszcze raz spojrzałam na zegarek. Jego wskazówki niemiłosiernie przesuwały się o kolejne stopnie, mimo że wszystko dookoła wskazywało na to, że czas przestał istnieć. Czułam się, jakbym na ręce nosiła oszusta, a może złodzieja, który bezlitośnie skradał kolejne sekundy z egzystowania w tym cudownym stanie. Ach, jakie to niesprawiedliwe.

Zatem przeszłam kawałek, kiedy poczułam, że nie ujdę ani centymetra dalej. Brzmiało to zupełnie irracjonalnie, ale zdawało mi się, jakoby grawitacja nagle zaczęła działać poziomo i wulkan ciągnął mnie z powrotem do siebie. Postanowiłam zawrócić i posiedzieć jeszcze chwilkę, lecz tym razem z prawej strony tego samego jeziorka. Dzięki temu miałam widok na oba jednocześnie.

Po niecałej godzinie niestety czas było wracać. Obawiałam się oddziaływania słońca na moje samopoczucie i nie potrafiłam oszacować, ile zajmie mi powrót. Podążając asfaltową drogą, nagle zauważyłam ścieżkę odbijającą w bok, która wyglądała na niezły skrót dla pieszych

Idealnie! Zaoszczędzę mnóstwo czasu.

Drepcząc raz w słońcu, raz w cieniu, schodziłam coraz niżej. Kolejne metry mijały, a złączenia się z drogą asfaltową nie było widać. Za to coraz większą moją podejrzliwość wzbudzały zwierzęce odchody oraz fakt, że ich ilość momentami znacznie rosła, a temperatura wskazywała na to, że ich autorzy kręcili się nieopodal. I wtedy pojawiła się chwila zawahania – iść dalej czy lepiej cofnąć się do drogi?

Robiło się coraz cieplej, nie chciało mi się wracać po stromej drodze pod górę, więc z lenistwa wybrałam opcję kontynuowania szlaku. Jak się chwilę później okazało, o mało nie przypłaciłam tego zdrowiem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (5)
DODAJ KOMENTARZ
Ewa
Ewa - 2015-08-26 16:04
Niestety nawet Tajlandia dołączyła do zemsty nacji ASEAN za rabunkową politykę kolonizatorów (chociaż nigdy nie byli kolonizowani) i za bilety do Parków Narodowych kasują 200 lub 400 Bathów/farang, natomiast Tajowie płacą odpowiednio 20 lub 40 B.
 
tealover
tealover - 2015-08-26 17:13
Hmmm ja za okazaniem Work Permit dostawałam cenę tajską ;>
 
BoRa
BoRa - 2015-08-26 22:06
Co za kolory! super miejsce
 
zula
zula - 2015-08-29 19:05
Dominiko czy dzisiaj wierzysz ,że tam byłaś?!
Jesteś niesamowita ,pozdrawiam.
 
tealover
tealover - 2015-08-29 20:20
muszę przyznać, że nie dowierzam.. :)
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019