Mimo wielkich obaw, o których wspomniałam w poprzedniej notce, klamka zapadła i samolot wzbił się w powietrze. W Kijowie czekał nas 6 – godzinny postój, podczas którego pierwszy raz w życiu miałam okazję obserwować nacje Azji Środkowej, Kaukaskie, a nawet Rosjan (tych ostatnich aż nadto widziałam w Tajlandii, ale zawsze z rozbawieniem na nich patrzę). Szczególną uwagę przykuła azerbejdżańska reprezentacja zapaśników. O godzinie 16 lokalnego czasu rozłożyli jedną kurtkę na dywanie i kolejno zawodnicy klękali na niej, modląc się do Allaha.
- Nieźle! - szepnęłam do siebie. Nigdy wcześniej nie widziałam modlących się muzułmanów. W tym momencie mój strach powoli zaczął ustępować ciekawości i fascynacji odmiennością. Następna przygoda właśnie się rozpoczynała!
Gdy nadszedł już czas następnego lotu, podeszliśmy do bramek. Byliśmy tam jedynymi białymi ludźmi, a słabe oświetlenie wywoływało atmosferę mroczności, w której tym bardziej się wyróżnialiśmy. Starając się hamować moją wyobraźnię, która znów zaczynała zmierzać w niechcianym kierunku, wstaliśmy z krzeseł, rozmawiając na jakieś lekkie tematy. I wtedy wydarzył się cud.
- Przepraszam, czy Państwo też lecą do Taszkientu?Zatrzymałam się. Otaczali nas sami czarnowłosi ludzie o ciemniejszej skórze i mniej lub bardziej azjatyckich rysach. Mój mózg dokonał szybkiej analizy sygnałów – wynikało, że słowa padły od patrzącego się na nas młodego, uśmiechniętego chłopaka, którego twarz wręcz krzyczała
”Hej, pochodzę z Azji Centralnej”.
- Czy on właśnie powiedział coś po polsku? - zapytałam samą siebie. Ponownie rozejrzałam się dokoła. Nikt inny nie przejawiał zainteresowania nami, więc to musiał być on. Jeszcze chwila zawahania… Kurczę. To chyba naprawdę był język polski!
- Tak - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Ale… ty mówisz po polsku?? - zapytałam chyba z nieco rozdziawioną buzią.
- Tak, tak - odparł młodzieniec.
- Chodzę do polskiego liceum w Warszawie.Tu nastąpiła chwilowa pauza, w której już resztkami siły przyciągania powstrzymywałam oczy od wypadnięcia z orbit. Polskojęzyczny Uzbek z warszawskiego liceum! Przecież on właśnie spadał nam z nieba!!!
Po niewielkich roszadach w samolocie udało nam się usiąść razem i oczywiście całą drogę zamiast spać, słuchaliśmy z zadziwieniem jego dziejów. Ali, o którym jeszcze nie raz przeczytacie, stał się kluczową postacią tej wyprawy i pierwszym dowodem na to, do czego zdolna jest uzbecka gościnność :)) Jak nam powiedział, w jego stronach wiele osób ma polskie korzenie. Skąd w Azji Środkowej potomkowie Polaków? Głównie z Armii Andersa, ale też wielu zsyłano w głąb ówczesnego ZSRR.
Jego barwna historia i ogromna wiedza uświadomiły mi jak gigantyczna jest polska rodzina na świecie, o której właściwie bardzo niewiele mówi się u nas w kraju. Słyszymy o emigrantach w USA, Argentynie, o Polakach na dorobku w Wielkiej Brytanii, ale nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek słyszała o potomkach Polaków w Azji Środkowej. A prężnie działające polskie centra w tym rejonie dowodzą sporej ich liczbie. Ucieszyło mnie, że ludzie ci nie są pozostawieni sami sobie i liczne polskie instytucje działają na rzecz ich rozwoju, np. umożliwiając im kontynuację edukacji w Polsce, prowadząc kursy języka polskiego czy ułatwiając starania o pracę w naszym kraju.
Sam Ali przed wylotem do Warszawy przez kilka lat uczęszczał na lekcje naszego języka, a po 1,5 roku życia w Polsce mówi już doskonale, więc był naszą gwiazdką z nieba. Szybko zawiązała się między nami silna relacja i od tamtej chwili patrzyłam na niego jak na młodszego brata. On za to bardzo chciał się odwdzięczyć za całe dobro, jakie otrzymał ze strony polskiego rządu i Polaków, i tak się złożyło, że obiektem jego starań staliśmy się my. To było naprawdę miłe i niezwykłe uczucie słyszeć od kogoś, jak bardzo dziękuje Polsce za wszystko. Jednocześnie czuliśmy się wybrańcami, że to właśnie nam przytrafiło się tak wielkie szczęście. Oto mieliśmy przed sobą przedstawiciela kilku kultur, który nie dość, że potrafił spojrzeć na swój kraj z naszej perspektywy, to jeszcze mówił w naszym języku. I od razu zaproponował nam pomoc oraz zaprosił do siebie.
Cud. Po prostu cud :)))