Geoblog.pl    tealover    Podróże    Flores i Komodo - w pogoni za płaszczkami    Dzień 9 - Najpiękniejszy dzień mojego życia - cz. 2
Zwiń mapę
2014
10
lis

Dzień 9 - Najpiękniejszy dzień mojego życia - cz. 2

 
Indonezja
Indonezja, Komodo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 202 km
 
Jest to ciąg dalszy tego wpisu.

Z każdym kilometrem serce biło mi coraz mocniej. Był to mój trzeci raz na Manta Point. Trzeci i ostatni podczas tej wyprawy, stąd bałam się przyznać przed sobą, że w głębi serca na coś liczyłam. Kiedy już przywdzialiśmy skafandry wraz z osprzętem, spojrzałam mojemu indonezyjskiemu przewodnikowi w oczy, a on porozumiewawczo przytaknął. Od tej sekundy wiedziałam, że zrobi wszystko, by był to najpiękniejszy dzień mojego życia. I dokładnie tak się stało.

Z sercem już wręcz walącym mi o żebra wskoczyłam do wody. Moja intuicja szalała od odbieranych zewsząd sygnałów, lecz z całych sił odpierałam je od siebie w strachu, że jakiekolwiek oczekiwania tylko zepsują magię tych ostatnich chwil w wodach Komodo. W końcu zeszliśmy na maksymalną głębokość, wyrównaliśmy ciśnienia w kamizelkach. Nadszedł czas na rozpoczęcie tej zabawy.

Nie minęła minuta, kiedy spostrzegliśmy grupkę nurków w odległości kilkunastu metrów od nas, spoczywających nieruchomo na dnie. To oznaczało tylko jedno – właśnie nadlatywała jakaś płaszczka! Pędząc co sił w nogach, dołączyliśmy do nich i walcząc z prądem, przywarliśmy do dna. Rozglądałam się dookoła w skrajnej ekscytacji, lecz niczego nie mogłam dojrzeć. Wtem mój przewodnik stuknął prętem o swoją butlę i wzniósł go ku górze. Zamarłam.

Wielka na kilka metrów płaszczka przeleciała tuż nad moją głową, pokazując całą rozpiętość swoich płetw. Po chwili zrobiła nawrót i zmierzając w stronę rafy, którą otoczyliśmy, zaczęła rozwijać swoje normalnie zwinięte w rulon płetwy głowowe oraz otwierać szczękę. Zerknęłam na mojego przewodnika i z niedowierzania kiwnęłam przecząco głową. Ta płaszczka właśnie rozpoczęła polowanie na plankton! I TO TUŻ PRZED NASZYMI OCZAMI!!!

Była taka piękna! Jej smukłe ciało o idealnie opływowym kształcie z niespotykaną gracją wykonywało każdy ruch. Najpierw nabierała prędkości, rozwierała szczęki nad rafą, zamykała ja i nawracała. Mimo iż wygląd tych szczęk przyprawiał mnie o dreszcz, to sposób, w jaki się poruszała, po prostu hipnotyzował. Czułam się, jakby ktoś mnie zaczarował i upajał swoim tańcem, tak bardzo lekkim i delikatnym. Jej śliczny biały brzuszek upstrzony plamkami działał niezwykle kojąco, a umiejscowione na nim skrzela tworzyły swoistą uśmiechającą się buzię. Dokładnie tak, jak widziałam to w magazynie Zwierzaki 20 lat temu! Niesamowite!!

Świadomość spełniającego się właśnie dziecięcego marzenia przeniosła mnie w czasie i niczym 4 – letnie dziecko z całego serca zapragnęłam ją po tym brzuszku pogłaskać. Mój przewodnik zdawał się czytać w moich myślach, bo nagle złapał mnie za rękę i uśmiechając się szeroko, pociągnął za sobą. Do ostatniej milisekundy w głowie pulsowała mi myśl ”Chyba oszalał!!!”, ale oto już podpłynęliśmy do samej rafy, wbiliśmy pręt w dno, by morski prąd nas nie wypchnął i w tym momencie…

- JA CHYBA ŚNIĘ!!!!! - huczało w moim umyśle, ale spojrzałam nad siebie i nie, to wszystko działo się naprawdę.

Owa płaszczka polowała kilkadziesiąt centymetrów nad moją głową. Nie wiem, co wywoływało we mnie większy strach – to, że swoim ruchem ją spłoszę czy może to, że jeden błędny ruch i jej jadowity kolec zetknie się z moim ciałem, co skończy się natychmiastową śmiercią. Byłam sparaliżowana i tylko mój przewodnik trącając mnie łokciem, przypominał o regularnym oddychaniu. Moje zmysły osiągnęły ekstrema ekstremów, szczyty szczytów i już więcej chłonąć nie były w stanie. Wypadającymi z orbit oczyma wpatrywałam się w ten śliczny bielutki płaszczkowy brzuszek i w uśmiech ze skrzeli. Był perfekcyjnie gładki i pewnie taki miły w dotyku…

Ni stąd, ni zowąd płaszczka ponownie obniżyła swój pułap i już sama nie wiem, czy bardziej przerażona, czy podekscytowana dostrzegłam jej skrzydła kilkanaście centymetrów obok siebie. Przez ułamek sekundy zdawało mi się… zdawało mi się nawet, że jednym z nich mnie musnęła. Wbiłam wzrok w oczy płaszczki.

- Nie mogę zginąć, w Polsce wszyscy na mnie czekają!!! - krzyknęły moje myśli.

Zarówno płaszczka jak i mój przewodnik chyba je usłyszeli, bo ona wzniosła się ponownie na poziom około metra nad nas, a w tej chwili on pociągnął mnie za rękę i zwołując innych zasygnalizował, że płyniemy dalej. Poczułam, jak odzyskuję władanie nad moimi kończynami. Z powodu tak skrajnych emocji ciało kompletnie mi zesztywniało.

Przebyliśmy co najwyżej kilkadziesiąt metrów, kiedy w naszym kierunku zaczęły nacierać stada płaszczek, jedne po drugich. Z lewa, z prawa, z góry, po skosie, białe i czarne, gigantyczne i duże. Były po prostu wszędzie. W końcu doszło do tego, że przestaliśmy sobie dawać znać, iż ktoś którąś zauważył, bo każdy widział co najmniej jedną nadpływającą z innej strony. Jedne fruwały nad naszymi głowami, inne przelatywały obok nas, a jeszcze inne zawisały w toni u naszego boku. I tak trwały, i trwały, zgrabnie poruszając swoimi fascynującymi ciałami w górę i w dół, w górę i w dół, wprawiając mnie w coraz większe osłupienie.

Kiedy nasz podwodny pobyt dobiegł definitywnego końca, ponieważ dwóm członkiniom mojego zespołu zaczęło kończyć się powietrze, podpłynęłam do mojego przewodnika, przycisnęłam jego dłoń do siebie, a oczy napełniły mi się łzami. W jego oczach ujrzałam bezkresną przyjacielską miłość i jednocześnie szczęście. Czułam dokładnie to samo i wtem łzy zaczęły mi już cieknąć pod maską. Gdy osiągnęliśmy poziom morza, aż nie chciało się podnosić wzroku spod wody – pod nami w najlepsze grandziły 4 wielkie osobniki.

Z powodu porannego lotu następnego dnia, zrezygnowałam z ostatniego nurkowania i w samotności udałam się na tył łodzi.

- Hej, Dominika, wszystko w porządku? - zawołał z dołu niemiecki instruktor.
- Tak, tak! - odpowiedziałam mu, machając przyjaźnie i odwróciłam wzrok ku morzu. Zachodziła we mnie wewnętrzna przemiana. Czułam narastający spokój, ciepło i swego rodzaju pewność jednocześnie, lecz w tamtej chwili jeszcze nie umiałam zdefiniować, co to oznacza.

Mimo smutku z powodu końca mojej morskiej przygody tego wieczoru nie to zajmowało moje myśli. Podczas gdy przeciętne nurkowanie zajmuje 40 – 45 minut, to z płaszczkami trwało minut 75. Nie mam pojęcia, jakim cudem wystarczyło nam powietrza na tak długo ani jak to się stało, że nagle kilkadziesiąt płaszczek znajdowało się na tak małej powierzchni, skoro poprzednie dwa razy nie było ich prawie wcale. Nie rozumiałam też, co się zdarzyło na Batu Bolong. Przecież nurkowałam tam już dwukrotnie, ale ten dzisiejszy przekroczył wszelkie możliwe pojęcie. Gama pokazanych mi tam barw, gra świateł oraz ilość wzorów i form, jakie natura potrafi stworzyć, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Zamknęłam oczy.

- Jesteś gotowa, by umrzeć - usłyszałam szeptem. Podniosłam się. Kto to powiedział? W pokoju nikogo nie było, więc postanowiłam ponownie zamknąć oczy.
- Głuptasie, to ja, twój umysł! - rozległo się ponownie.
- Ach, to ty! I to stąd ta pewność, i spokój, i ciepło… W środku czuję, że teraz już mogę umierać.
- Tak.
- Podziękujesz ode mnie oceanowi?
- Jasne! Po dniu takich emocji należy ci się odpoczynek.
- Dzięki! Jestem wykończona, ale tak bardzo szczęśliwa. To był najpiękniejszy dzień mojego życia..
- Śpij już.
- …całkowicie idealny, od początku do końca…
- zdążyłam jeszcze pomyśleć, kiedy to poczułam ciepło dłoni Orfeusza. Już zabierał mnie na dalszy ciąg przygód do swojej krainy.

Nie przegapcie filmiku pod zdjęciami! :) Pochodzi z innego nurkowania (my mieliśmy tego dnia idealną widoczność, a na filmiku woda jest nieco mętna), ale chciałam dać Wam namiastkę tego, co tam się działo :)))

P.S. Potem dowiedziałam się, że akurat wtedy na Manta Point panował oddolny prąd wznoszący, który powoduje podnoszenie się zimnych wód oceanicznych, zawierających substancje odżywcze. Jest on trudny do natrafienia, za to płaszczki kochają się w nim bawić, a przede wszystkim jeść :)
Pomimo upływu 4 miesięcy od tych zdarzeń kiedy piszę tę notkę, wciąż trudno mi pojąć te wszystkie okoliczności i tym bardziej wierzę w piękno i wyjątkowość tego dnia :) Niech żyją marzenia! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (1)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-03-19 06:36
Dominiko - Brawo za tekst i zdjęcia oraz film!
Życzę kolejnych dni ze słowem : najpiękniejszy :)

Wyczytałam w Internecie,że :"Od 1 kwietnia Indonezja zniesie obowiązek wizowy dla obywateli Polski."...
 
vlak
vlak - 2015-03-19 18:01
Świetne. Trzeba będzie jeszcze kilka razy przeczytać obie części.
 
sorry_anonimowo
sorry_anonimowo - 2015-03-21 22:37
Doma, czytam Ciebie z uwielbieniem. Jednak dzisiaj, po przeczytaniu kolejnego "najpiękniejszego dnia mojego życia" nauczyłaś mnie czegoś, co chciałbym Ci przekazać w drodze szczerego rewanżu płynącego z serca: Dopiero cierpienie w konfrontacji z najpięknięjszym czymkolwiek, daje zrozumienie, czym jest piękno. Nie życzę Ci cierpienia, ale jeśli ono kiedyś się zdarzy w Twoim bardzo młodym życiu, wtedy mnie zrozumiesz, pozdrawiam
 
tealover
tealover - 2015-09-10 12:39
Myślę, że właśnie dzięki przeżytemu cierpieniu mogłam docenić piękno tego dnia :)
 
Piotr
Piotr - 2015-09-11 09:22
Doma, nie chowaj się za chustą :)
 
tealover
tealover - 2015-09-11 12:07
troszkę można :)
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019