Temat może brzmi nieco intrygująco, ale spokojnie, nie wyszłam za Taja ani nie przeszczepiono mi mózgu;)) Rzecz o zmianie tożsamości w nieco innym wymiarze. Z uwagi na to, że zazwyczaj podróżuję sama, bardzo często (zawsze?) tuszuję swoje dane, zacierając wszelkie możliwe ślady swojej egzystencji. Dlaczego? Z uwagi na bezpieczeństwo. Im mniej wiedzą ciekawscy z natury Tajowie, tym lepiej ;)
Z powodu cech fizycznych moja obecność w Azji rzuca się w oczy, więc nie chcąc zwabiać nieszczęścia, kłamię jak z nut w żywe oczy. Słowo „kłamię” niesie duży negatywny ładunek emocjonalny, więc możemy go zastąpić ukrywaniem bądź przeinaczaniem prawdy, choć suma sumarum sprowadza się to do tego samego. Będąc białą blondynką, przyciągam zarówno zboczeńców, o czym pisałam jakiś czas temu, jak i szukających rozrywki/znudzonych nieożenionych Tajów. Podrywy są kwestią czasu i nie ominą żadnej dziewczyny. O ile ze strony policjantów, zołnierzy czy strażników to śmieszne teksty, które po prostu poprawiają humor
(moim numerem jeden są zawsze strażnicy przybijający pieczątki w biurach imigracyjnych na lotniskach:
- (...) Da mi Pani swój numer?
- Nie.
- A chce Pani przejść tę kontrolę czy nie?;))) )
o tyle ze strony np. Taksówkarzy śmieszne to być przestaje. Np. trzy dni temu gdy powiedziałam jednemu, że nie jestem zamężna, ale nie, nie chcę wyjść za niego, to nagle przełączył licznik na stawkę pozamiastową i zapłaciłam 2 razy więcej niż zwykle -_- Nie rzadko też proponują oni obwiezienie po mieście za domyślną usługę w zamian. Dlatego nie da się nie kłamać i warto mieć w zapasie parę wariantów na każdą samotną wyprawę. Do tego w tajskiej kulturze zadaje się bardzo dużo pytań na wstępie (imię, kraj pochodzenia, wiek, zawód, długość pobytu), więc dla jednych to będą zwyczajne pytania, które zadaje się każdemu, a dla drugich może to być cenna informacja, którą da się potem wykorzystać.
Zdarzyło mi się doświadczyć sytuacji „tak, słyszałem, że jakaś niezamężna
farang podróżuje sama”. Podejrzany uśmiech tego mężczyzny nie napełnił mnie poczuciem bezpieczeństwa, dlatego od tamtego czasu co wyjazd/miejscowość zmieniam całkowicie swoją biografię ;))
I tak już:
- miałam na imię Ana, Katie, Sophie, Mary,
- pochodziłam z Kanady, USA, Argentyny, Niemiec, Rosji, Francji,
- miałam chłopaka/męża żołnierza, policjanta, nauczyciela z Niemiec, Francji, Rosji, którego rodzice są Polakami (czasem gdzieś wypłynął język polski, wiec musiałam to jakoś uargumentować :PP)
- byłam nauczycielką, dziennikarką, sekretarką,
- oczywiście zawsze podróżuję z chłopakiem lub przyjaciółmi, którzy dojadą jutro lub są w sąsiednim mieście
- i wiele, wiele innych.
Na początku miałam lekkie wyrzuty sumienia, że ktoś okazuje wobec mnie taką serdeczność i gościnność, a ja go okłamuję, ale z czasem pozbyłam się skrupułów i wolę dmuchać na zimne.
Nie mniejszy ubaw miewaam też na miejscu. Zdecydowana większość poznawanych ludzi, to przelotne znajomości, więc zestaw pytań co-gdzie-dlaczego naprawdę się nudzi. Ile razy można opowiadać o tym, że w Tajlandii mieszkam, a nie jest to etap mojej kilkumiesięcznej podróży, co robię, gdzie pracuję, na ile jestem, jak życie itd. Dlatego czasem miło sobie urozmaicić rozmowę i obserwować malujące się na twarzy rozmówcy z(a)dziwienie, który właśnie usłyszał, że jestem treserką słoni (zuzkakom, dzięki za pomysł ;DD) bądź żoną arabskiego szejka, który w tej chwili odbywa spotkanie biznesowe, a ja zagospodarowuję sobie czas :D Ot taka emigracyjna rozrywka ;))
W Polsce też zdarzało mi się tak igrać, lecz tylko w udawanie, że jestem z zagranicy, choć z moją typową polską buzią to naprawdę trudne heh.
I wiecie co? Taka zabawa ze zmianą osobowości to naprawdę niezła frajda! ;) Można wymyślić każdą historyjkę, a potem trzeba wcielić się w tę rolę, by być wiarygodnym i pilnować, co się mówi. Trochę jak gra w tajnego agenta :D Polecam!
Jestem ciekawa, czy ktoś oprócz mnie też miewa takie pomysły :PPP