Wiem, wiem, kraju nie ocenia się po stolicy. Tym bardziej po stolicy, która leży tuż przy granicy, więc siłą rzeczy, ma widoczny wpływ z sąsiadującego państwa. Ale mój krótki pobyt w Laosie przyniósł mi tak wiele radości, że zakochałam się w nim bez pamięci!
Co ciekawe, wszystko to, czym miała uraczyć mnie Kambodża (a czym uraczyć mnie nie chciała :( ), spotkało mnie właśnie w Laosie. To tutaj ludzie się uśmiechali, byli przyjaźni, pomocni, ciekawi. Żadnego naganiania, żadnego wyłudzania, żadnego poczucia niebezpieczeństwa.
- Tak miło, jak w Tajlandii! - co rusz myślałam. No może w Tajlandii z 20 lat temu.
Bo Laos bezsprzecznie jest krajem 3. świata. Na lewo i prawo walają się śmieci, infrastruktury prawie nie ma. W Vientiene większość imponujących zabytków to pozostałości po francuskiej kolonii, nawet napisy na ulicach czy ministerstwach widnieją w języku laotańskim i francuskim. Tak jakby czas się zatrzymał. Tak bardzo magicznie tam było.
Samo Vientien jest niewielkie, ot takie na jednodniowy spacer. Moim celem był wschód słońca nad Mekongiem, więc nie odczuwałam żadnego przymusu czy potrzeby zobaczenia czegokolwiek. Zresztą nie oszukujmy się – nic skrajnie odmiennego od Tajlandii znaleźć tam się raczej nie da ;) W końcu Laos stanowił część Królestwa Tajlandii, lecz nie chcąc wytaczać wojny Francuzom, w pokojowy sposób oddano im te ziemie...
Błąkałam się to w lewo, to w prawo. To znów nad Mekong i z powrotem do ‘centrum’. Z każdej strony wysyłano do mnie uśmiechy, a czasem nawet i machano. Język laotański jest bardzo zbliżony do isaańskiego, a co więcej mieszkańcy rozumieją tajski. Zatem nie było na co czekać, musiałam trochę z nimi pogawędzić!
- Put tai dai mai? Czy mówisz po tajsku? - nieśmiało kierowałam pytanie.
- Dai! Mówię!I już zaczynała się konwersacja! A skąd, a co tu, a dokąd, po co, ile lat, czy masz chłopaka i co robisz w Laosie. Podróżowałam z małym szkolnym plecakiem (jak zawsze w tej części świata :D ), co myliło ludzi i zakładali, że mieszkam w okolicy.
Czas płynął mi beztrosko w tym żywym skansenie, lecz w końcu nadeszło popołudnie, więc postanowiłam wyruszyć w drogę powrotną, by nie denerwować się po drodze. Stanęłam na ulicy, machnęłam ręką, zatrzymało się auto z 5 – osobową rodziną.
- Ależ żaden problem - odpowiada siedząca z tyłu mama. Spycha dzieci na bok i zaraz miejsce dla mnie się znalazło. – Podwieziemy cię do Udon Thani.
***************************
INFORMACJE OGÓLNE
W Laosie można płacić THB.
Wiza - 30 USD.
Na trasie granica - Vien tien jeździ bardzo wiele busów, song tauów itp, więc bez problemu na coś się załapiemy :)