Geoblog.pl    tealover    Podróże    Tajlandia - kraina wolności - i inne    Nie tak lekko, jak się wydawało
Zwiń mapę
2014
08
lip

Nie tak lekko, jak się wydawało

 
Japonia
Japonia, Tōkyō
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 25758 km
 
Zbieram się i zbieram do tej notki. Zerkam w swój notes, czytam. Zamykam oczy, myślę, czuję, pamiętam. Można by się zastanawiać, co się dzieje, przecież powinnam pękać z radości. Że udało się to, co wydawało się być daleko poza zasięgiem. Że zobaczyłam tych, których myślałam, iż już nie zobaczę nigdy. Że poczułam ich zapach, ciepło ich ciała, dotyk ich skóry. Że spojrzeliśmy sobie w oczy, że mogłam chwycić ich za rękę oraz pomilczeć razem. Że ukłoniłam się mojemu profesorowi i zjadłam lunch na uniwersyteckiej stołówce z kolegami z laboratorium. Że śpiewałam w niedzielę z moim chórem, a potem spędziliśmy razem czas obiadowy. Dokładnie tak jak 2 lata temu. Dokładnie tak jakby nic się nie zmieniło.

Dwa lata temu Tokio zdecydowanie stało się moim drugim domem, właściwie sama Japonia się nim stała i stan ten trwa po dziś dzień. Jak napisałam w poprzedniej notce, ilekroć słyszę japoński czy przechodzę koło japońskiej restauracji, o które w Bangkoku nietrudno, w środku coś drży. Tak jakby moje serce czuło się zjednoczone, jakby ta część, którą na zawsze pozostawiłam tam, w ludziach, którzy stali mi się bliscy oraz w miejscach, które pokochałam, znowu wracała do mnie, dzięki czemu moje serce znowu staje się kompletne.

Dlatego początkowo mojej ekscytacji nie było końca. Znowu byliśmy razem, znowu stanowiliśmy jedno. Tak się składa, że absolutnie wszyscy moi przyjaciele, znajomi i koledzy nadal są na miejscu bądź przejechali setki kilometrów z innych miast, by się ze mną zobaczyć. Świadomość, jak silne relacje zawiązaliśmy mimo zaledwie 2 miesięcy, które tam spędziłam, była tak bardzo budująca jak i onieśmielająca. Zatem wróciłam do swojego drugiego domu ciałem i duchem, do bliskich, którzy przyjęli mnie z otwartymi ramionami. Jeden z moich przyjaciół zaoferował swoje mieszkanie, tym bardziej, że wyjeżdżał, więc zostawił je do dyspozycji. Spędziłam tam wspaniałe chwile, pełne uśmiechów i wzruszeń. Ale to, co najpierw napawało mnie nieopisanym szczęściem, zamieniło się w źródło mojego przygnębienia.

Pobyt w Tokio, mimo iż trwał zaledwie 4 dni, dostarczył mi wiele, wiele wrażeń i wniosków. Z perspektywy czasu widzę, że był to drugi po pobycie w buddyjskiej świątyni punkt zwrotny w kształtowaniu się mojej osobowości tutaj. Moja współtowarzyszka podróży powiedziała mi, iż obserwowała, jak z każdą godziną zmieniał się mój nastrój, jak skrajne emocje przeżywałam i jak było mi z tym wszystkim trudno. Ale nie mogła mi pomóc, nikt nie mógł, musiałam poradzić sobie z tym sama.

Bo każde spotkanie mimo gigantycznej radości jednocześnie coraz bardziej rozdzierało moje serce i wywoływało coraz większy mętlik w mojej głowie. Czułam, że to tam jest mój dom i tam przynależę, a do Bangkoku to polecę na wakacje. Spacerując po mieście, oddychając, obserwując i chłonąc moje wnętrze krzyczało, że nie chce wyjeżdżać. Bolały też pożegnania, bo coś musieliśmy sobie powiedzieć, tylko co? Do zobaczenia? Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy? Sami przyznacie, że brzmi wstrętnie. Nie mniej wstrętnie czułam się ja, gdy rozstawałam się z siostrą i siostrzeńcami Yuty. Mała Hanoka nie chciała pozwolić mi iść, powtarzając, że będzie tęsknić. I co ja miałam jej odpowiedzieć. Też będę tęsknić za jej plastyczną, misiowatą buzią i za wspólnymi wygłupami. Ale musiałam w końcu się odwrócić i zejść pod ziemię do metra.

Dlatego z każdego następnego spotkania wychodziłam coraz bardziej przygnębiona. Poczułam, że już nie mam siły dłużej prowadzić takiego życia. Nie mam siły znowu gdzieś wyjeżdżać, znowu zostawiać moich przyjaciół i ukochanych miejsc, a razem z nimi części mojego serca. Nie mogę go już dalej dziesiątkować i bez końca zbliżać się do następnych ludzi, po czym znowu ich opuszczać. Zakochiwać się w następnym miejscu, traktować je jak dom, po czym znowu wyjeżdżać i może już nigdy nie wrócić.
Ogarnęła mnie całkowita bezsilność i nieprawdopodobna chęć pozostania tam już na zawsze, zatrzymania ich wszystkich przy sobie i już nieopuszczania nikogo nigdy więcej.
Takie doświadczenie życia zagranicą może wydawać sie fajne i w sumie jest rewelacyjne. Jednakże w przeciwieństwie do podróżowania, w tym przypadku zapuszcza się korzenie, zostawia serce, przyjaciół, miejsca. Dlatego musząc ponownie opuścić cały mój świat, emocjonalnie byłam zniszczona, po prostu destrukcja absolutna. Jakby ktoś wtedy powiedział, że w sumie mogę zostać i od dzisiaj tam żyć, to uwierzcie mi, że bez zawahania bym się zgodziła.

W końcu nieubłaganie nadszedł wtorek. Z powodu szalejącego tajfunu musiałam zostać w Tokio 1 dzień dłużej, więc jeden z moich przyjaciół z chóru przyszedł ugotować nam kolację. Potem chwycił za stojącą w kącie gitarę i zaczęliśmy śpiewać we dwójkę, a moja przyjaciółka słuchała nas z zamkniętymi oczyma. Mijały godziny, robiło się coraz później. On musiał iść, a my się pakować, ale nie mogliśmy skończyć. Wyszukiwaliśmy kolejne utwory na tenor i sopran, by nasze głosy mogły się przeplatać i uzupełniać, łączyć i rozdzielać, by niosły się coraz wyżej i dalej, wzmocnione dźwiękiem gitary, tworząc unikalne i niezapomniane przeżycie.

Niepostrzeżenie wybiła północ, więc nieśmiało poprosiłam, byśmy na koniec zaśpiewali moją ukochaną piosenkę, tę, którą śpiewałam tylko z bardzo wyjątkową dla mnie osobą. Odkąd kilka miesięcy temu nasza przyjaźń się zakończyła, Falling Slowly w wykonaniu Glena Hansard oraz Markety Irglovej był dla mnie zakazanym utworem, bo boleśnie kojarzył mi się tylko z nią. Ale w środku zawsze marzyłam, by pewnego dnia zaśpiewać to z ważnym dla mnie mężczyzną, bo dopiero wtedy ta piosenka brzmi prawdziwie i wywołuje emocje, które powinna. Poczułam, że nadszedł ten moment, więc on zaczął, potem weszłam ja z moją partią.

Słowa zdawały się być napisane dokładnie na taką okazję. Jeszcze nigdy nie czułam, że śpiewany przeze mnie utwór tak bardzo oddaje to, co czuję w danej chwili. Oto byliśmy o krok od rozstania się na kolejne lata, a może na zawsze. Nagle zrozumiałam każdą linijkę tekstu, każde słowo nabrało sensu. Świat wokół jakby przestał istnieć, całe serce i umysł wypełniła muzyka, a zgromadzony smutek nareszcie znalazł ujście. Po raz kolejny zrozumiałam, że wszystko w życiu dzieje się po coś – gdyby nie tajfun, opuściłybyśmy Tokio tego dnia i nie dane mi byłoby przeżyć coś tak cudownego. Zrozumiałam też, iż spotkało mnie wielkie szczęście, że mogłam ich wszystkich ponownie spotkać, jeszcze raz odwiedzić moje miejsca i nabrać japońskiego powietrza w płuca.

No i w końcu jeśli coś wydarzyło się dwa razy, to dlaczego nie miało się wydarzyć po raz trzeci? ;)
Dlatego z wielkim uśmiechem położyłam się do łóżka i odpłynęłam w błogą krainę snu. Nasza podróż po Japonii dopiero miała się zacząć. Czekało nas 5 dni eksploracji Kraju Kwitnącej Wiśni i wszystko pozostawiłyśmy losowi, nie czyniąc wcześniej żadnych planów. Ale uczucie, że coś musi się w moim życiu zmienić, pozostało już do końca...

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
zuzkakom
zuzkakom - 2014-07-30 15:00
ooo, tez uwielbiam Falling slowly! Niesamowicie emocjonalny utwór!
 
zula
zula - 2014-07-30 15:59
Wiele jest przemyśleń, wiele radości i uwielbienia - piękny glęboki tekst ,który mówi wiele lecz co dalej...?
Dominiko oby wszystko szczęśliwie się potoczyło i jak Twoim miejscem jest Japonia...życzę oby tak się stało!
 
stock
stock - 2014-07-30 20:38
Zazdrościłem Ci ponownego odwiedzenia Japonii, a tu tak skrajne emocje. Bardzo osobista notka i życzę szybkiego znalezienia swojego miejsca, którego nie będziesz musiała opuszczać.
 
grubahilda
grubahilda - 2014-07-31 12:29
Gratuluje odnalezienia swojego miejsca w świecie :*
 
paniczewpodrozy
paniczewpodrozy - 2014-07-31 16:40
Bardzo osobisty ten post, trzeba mieć sporo odwagi, żeby się podzielić tak głębokimi przeżyciami. To takie prawdziwe dzielenie się sobą. Myślę, że jak już znalazłaś swoje miejsce, to zawsze znajdziesz sposób, żeby do niego wrócić :)
Aha - i ta yukata bardzo Ci pasuje, można powiedzieć, że widać, że Japonia Ci leży ;)
 
coati
coati - 2014-08-01 09:42
Doma, całe życie to rozstania i powroty,
..i tęsknota...
zawsze coś lub kogoś zostawiasz za sobą by przywitać nowe ..a potem może jednak znów powrócić..choćby myślami..
ależ ty masz wielkie serce ;)
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019