Powrót drogą morską i lądową z Koh Rong do Bangkoku zajął w sumie 23 godziny. Obyło się bez przykrych zdarzeń i ekscesów, na granicy nikt nie oczekiwał łapówki, ale mimo to psychicznie byłam wyczerpana. W powietrzu czułam intrygę, co rusz podawano sprzeczne informacje, odsyłano od jednego do drugiego bądź milczano i patrzano złowieszczo.
Kompletna dezinformacja po prostu mnie wykończyła. Nie wiem, dlaczego, ale nikt tam nie odpowiadał "nie wiem", a zamiast tego kłamał. Do tego na zadawane pytania na granicy albo mnie zbywano, albo odpowiadano taki wzrokiem, jakby oni wiedzieli, że nas wszystkich rozstrzelają, więc chcieli nas utrzymać w ryzach. Nie tylko ja tak się czułam. Wraz z pozostałymi podróżującymi nocnym autokarem do Bangkoku wymienialiśmy się po cichu uwagami i opiniami. Ostatecznie nikomu włos z głowy nie spadł, ale przyznaję, że prawie biegiem przekroczyłam pieszo granicę, by jak najszybciej być znów w Tajlandii. Jak tylko poczułam, że mogę mówić po tajsku, spadło ze mnie całe napięcie i wypełnił całkowity spokój.
Co do Kambodży - nie wiem, mam mieszane uczucia. Na pewno wyspa uratowała honor tego kraju, bo i widoki, i jej mieszkańcy sprawili, że będę to miejsce wszystkim polecać. Ale ląd dostarczył mi tyle negatywnych przeżyć, iż gdy ktoś mnie pyta o opinię, to powstrzymuję się od komentarzy.
Podzieliłam się tym z Tajami w pracy oraz z koleżanką, która przebyła w Kambodży podobną trasę.
Tajowie zgodnie odpowiedzieli, iż Kambodżanie posiadają traumę z powodu wyniszczających wojen XX wieku, najbardziej wojny domowej. Ówcześni mordercy do dziś są przy władzy - mundur zamienili na garnitur. Korupcja kwitnie, bieda też, mafia decyduje o wszystkim. Swoją drogą czarny rynek tajski również jest pod jej kontrolą. Mafia kambodżańska ma swoje macki i tu, ale odkąd wojsko przejęło w Tajlandii władzę, mają utrudnione zadanie.
Kambodżanie dorastali w strachu i poczuciu beznadziei, dlatego zatracili wolę pielęgnacji kultury, tradycji, kuchni - głównym celem stało się przetrwanie i zdobycie pożywienia. Po prowrocie przyjrzałam się uważniej historii tego kraju i czytając o tym wszystkim, co przeżyli, chciało mi się wymiotować.
Ale nie zmienia to faktu, że dla podróżującej białej blondynki ten kraj okazał się być trudny. W każdym miejscu na lądzie czułam, iż patrzący na mnie Kambodżanin widzi tylko dolary albo spogląda podejrzliwie, wywołując we mnie uczucie niepokoju. I to nie tak, że ja oczekiwałam od nich gościnności i otwartości na równi z tajską. W Chinach włóczyłam się po slumsach, przed którymi zawracała każda biała stopa i po 2 latach uważam, że było to wybitnie nieodpowiedzialne z mojej strony. Ale nawet tam nie czułam się tak niespokojnie, jak właśnie w Kambodży.
Nie chcę nikogo tą notką zniechęcić, tylko przygotować na to, co może go tam zastać. Zgaduję, że w turystycznym Angor Wat takich rzeczy się nie doświadczy. Wspomniana przeze mnie wyżej koleżanka spędziła tydzień w Kambodży i wróciła z totalnie odmienna opinią od mojej, ale sama przyznała, że to głównie dzięki jej hinduskim rysom, ponieważ absolutnie nikt na nią nie zwracał uwagi. Dodała też, że w Kambodży czuła się dokładnie jak w Indiach, w których spędziła pół roku. Jako że Indie mnie całkowicie nie pociągają, może też dlatego nie odnalazłam się w tym wszystkim.
Tak że wyspy tak, natura tak, ale ląd nie. Co do Angkor się nie wypowiadam, bo nie przepadam za miejscami pt. "musisz to zobaczyć, skoro tam jedziesz", tym bardziej jeśli jadę z nastawieniem podróżniczym, a nie wypoczynkowym.
Niemniej cały wyjazd uważam za ważne doświadczenie - w końcu mogłam zobaczyć prawdziwy trzeci świat.
****************
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Transport - w Kambodży istnieje linia kolejowa, ale zaleca sieporuszanie autokarami. Bilety można kupić bez problemu w miejscach zakwaterowania. Trzeba pamietać, by do szacowanego czasu jazdy dodać kilka godzin ;) Po miastach/miejscowościach poruzałam się pieszo.
Jedzenie - street food ubogi, jest trochę bistro
Sklepy - brak sieciówek typu 7/11 i Family Mart, ale istnieją sklepiki osiedlowe. Aczkolwiek na pewno zaopatrzyć się wcześniej w przekąski typu suszone owoce, orzechy i co kto lubi.
Waluta - oficjalnie riel, aczkolwiek Kambodżanie często każą sobie płacić w USD. Odradzam, bo ceny przeliczane są po wybitnie niekorzystnej stawce.
Przed wyjazdem odradzam czytanie forów, bo można zwariować :) Lepiej poczytać parę blogów podróżników, którzy spędzili tam więcej czasu.