Podróż z Phnom Penh do Sihanouville autobusem trwa 6 godzin. Droga jest w dobrym stanie, lecz wąska, pojazd stary, toteż rzadko kiedy przekraczaliśmy 50 km/h.
Mimo tylu godzin jazdy droga wcale mi się nie dłużyła. Zastanawiam się, dlaczego. Trochę drzemałam, trochę rozmawiałam, ale jednak większość czasu zajęło mi oglądanie tego, co mijaliśmy. A mijaliśmy... właśnie, co my właściwie mijaliśmy?
Tak naprawdę to nic, wielkie NIC. Ani jednej miejscowości, ani wsi, ani niczego. Kolejne godziny upływały, a wokół nas roztaczała się ta sama, wielka dżungla, dzika i nieujarzmiona, udekorowana górami na horyzoncie. Co jakiś czas wyrastała drewniana chatka bądź lepianka pomiędzy ryżowymi polami.
-
Tu naprawdę NIC nie ma! - powtarzałam z niedowierzania. Dziewiczość terenu wywoływała we mnie ogromną ekscytację, toteż oczy prawie wyskakiwały mi z orbit. Nigdy dotąd nie byłam w takim miejscu, może w Bośni czułam coś podobnego, ale tam jednak coś było. A w Kambodży nie było nic! Ani osiedli, ani przewodów elektrycznych, ani stacji paliw po drodze.
Przed Sihanoukville już wcześniej mnie przestrzegano, ale inaczej nie można się dostać na Koh Rong. Jest to taki przytułek zdegradowanych bądź zagubionych w świecie ludzi w różnym wieku, który przyjeżdżają bezkarnie trwać w alkoholowo – narkotykowej nirwanie. Są też ładne plaże, więc i Kambodżanie lubią tu przyjeżdżać, z rodzinami lub na randki. Jednakże ilość zachodnich restauracji i barów wielokrotnie przebija liczbę punktów z khmerskim jedzeniem, więc trudno nie odnieść wrażenia, że to zdecydowanie NIE jest miejsce dla podróżników. Zatem jeśli nie musicie, to nie zostawajcie tam na noc ;)
W niedzielę rano po khmerskiej mszy świętej udałyśmy się do portu. Prognozy były nieciekawe. Padało, horyzont pokrył się granatem, wiał silny wiatr.
-
Na waszym miejscu popłynąłbym jutro - zagadał nas sprzedawca biletów na łódkę.
- Burza tropikalna tam zamieni wasze wakacje w piekło.
Spojrzałyśmy na siebie. Położenie miałyśmy wybitnie SŁABE. Po pierwsze nie chciałyśmy spędzić w Sihanoukville ani minuty dłużej. Po drugie o tej wyspie marzyłam od kilku tygodni. Po trzecie zabrałam wszystko – leki na malarię, strzykawki, bandaże, repelent, gaz pieprzowy, parasol – wszystko, tylko nie płaszcz przeciwdeszczowy!!! Aż klepnęłam się w czoło z własnej głupoty. Niebo wyglądało tak, jakby miało padać przez najbliższy tydzień i nawet człowiek, który na nas zarabia, odradzał nam popłynięcie...
Mimo to w końcu powzięłyśmy to ryzyko – trudno. Wolę znosić deszcz na wyspie niż na lądzie, wciąż można pływać i iść na spacer do dżungli. Nagle deszcz ustał, wiatr przestał hulać, morze się uspokoiło. Wyglądało na to, że chyba jednak Koh Rong chciała, byśmy ją odwiedziły :)
*******************
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Autobus PP-Sihanoukville - 29 000 riel, w połowie trasy zatrzymuje się na posiłek w bistro (jedyne na trasie :D), odjeżdża z Central Market
Nocleg - spałyśmy w Sunday Hostel - bardzo ładnie i blisko portu na Koh Rong
Łódka SHV-KR 15$ w 2 strony, open return. Jeśli rezerwujecie bungalow/guesthouse na KR wcześniej, sprawdźcie, gdzie się mieści. Łódka dopływa tylko do głównej plaży, inaczej właściciel musi was odebrać prywatną łódką.
W Sihanoukville istnieje night market koło pomników lwów (Golden Lion).
Lepiej unikać Serendipity Beach, chyba że ktoś lubi klimat plastikowych leżaków i parasoli.