Geoblog.pl    tealover    Podróże    Tajlandia - kraina wolności - i inne    Syndrom Kac Vegas, czyli co robią obcokrajowcy w Bangkoku
Zwiń mapę
2013
20
gru

Syndrom Kac Vegas, czyli co robią obcokrajowcy w Bangkoku

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9524 km
 
Minął równo tydzień, więc mogę pozwolić sobie na małe podsumowanie. Po przeczytaniu paru blogów oraz po rozmowach z obcokrajowcami żyjącymi tu od kilku, kilkunastu lat okazało się, że to, co powoli zaczęłam dostrzegać nie było moim złudnym pierwszym wrażeniem… ale o tym kiedy indziej. Dziś będzie o syndromie Kac Vegas w Bangkoku lub też co się wydarzy w Bangkoku, zostaje w Bangkoku (what happens in Bangkok, stays in Bangkok). Jak zwał, tak zwał, zapraszam na krótką rozprawkę na temat tego kto, jak i za co tak naprawdę kocha to miejsce.

Pierwsza impreza klubowa za mną. Jako świeżakowi nie wolno było odmówić – pierwszym podstawowym sposobem na integrację z innymi stażystami tuż po przyjeździe jest wyjście na imprezę. Sposób dobry – po alkoholu rozwiązuje się wiele języków, a z ludzi wychodzą rzeczy, które nigdy by nie wyszły lub też wyjść nie powinny, ale nie o tym dziś będzie.
Zaczęliśmy od pubu, tak by wszyscy spóźnialscy mogli się zebrać, by nim ciałem zawładnie klubowy bauns, dało się jeszcze porozmawiać.

Tak jak się spodziewałam, 95% klientów w promieniu 2 kilometrów stanowili biali ludzie. Biali to skrót myślowy od Europejczyków, Amerykanów i innych nieżółtych ani nieczarnych. Zmierzając uliczkami do miejsca docelowego, przebijałam się przez dziesiątki tajskich prostytutek. Pewnie napisałabym setki, gdyby nie fakt, że od wyjścia z taksówki do pubu przeszłam jakieś 400 metrów. Nie były nachalne ani wyzywające. Szczerze mówiąc, to najbardziej wysublimowane prostytutki, jakie widziałam. Spokojnie stały na ulicy, bacznie obserwując przechodniów i uśmiechając się do nich uwodząco. Przez makijaż, dużo bardziej niż przez strój, dawały jasny sygnał, po co na tej ulicy stoją. Ja, patrząc na nie, wiedziałam, kim one są, a one wiedziały, że ja wiem i tyle. Zero agresji, zero wulgarności.

Niestety nie dało się nie zauważyć tłumu mężczyzn włóczącego się między pubami, klubami, restauracjami, kolejnych anglojęzycznych grubasków łapczywie pochłaniających usta, policzki i szyję drobniutkich Tajek czy też brzuchatych Niemców, dowartościowujących się udawanym zainteresowaniem ślicznych Azjatek, w oczach których widziałam obrzydzenie. Co mnie zdziwiło, one nie były wyuzdane ani perwersyjne, nie wzbudzały też we mnie obrzydzenia. Wręcz przeciwnie, chwytając w przelocie ich spojrzenie, dostrzegałam rozpacz i strach, tak jakby wołały o pomoc.

Alkohol wśród Tajów nie jest popularny i nie powinno to dziwić, skoro cały rok jest gorąco, do tego dochodzą ceny „dla białasów” i efekt mamy – imprezowa część dzielnicy Sukhumvit, najbardziej nietajskiej dzielnicy Bangkoku, jest doszczętnie wypełniona nieazjatyckimi obywatelami. Uderzyło mnie to, że ludzie, z którymi tam poszłam, odczuwali przyjemność z przebywania w tym miejscu.

- Ale zaraz - pomyślałam - po co przyjeżdżać na drugi koniec świata, by zadawać się z białasami?

To była pierwsza szybka myśl, która z każdą godzina kołatała coraz mocniej. Przez kilka dni obserwowałam, jak moja kanadyjska poprzedniczka przeżywała swój wyjazd, jak trudno było jej zamknąć ten rozdział. Wydawało mi się to oczywiste – po roku miała prawo zapuścić tu korzenie. Tylu stażystów i innych przedłużyło sobie kontrakty, przyjechało tu ponownie do pracy, na wymianę czy chociaż na wakacje. Wszystko byle jeszcze trochę czerpać ze źródełka o nazwie Bangkok.
Jednakże obserwując tych ludzi najpierw w pubie, a później w klubie, doszłam do bardzo smutnego wniosku, że oni wszyscy kochają Bangkok nie dla jego oryginalności, jedzenia czy pewnego rodzaju magii, ale dlatego, że czują się tu panami ponad prawem. Bo tu wolno wszystko, Tajlandia jest niezwykle tolerancyjna, a do tego biali są bogami. Sprawia to, że dziani Niemcy, Amerykanie (USA/Kanada) czy Francuzi (takich głównie tu spotykam) przyjeżdżają się wybawić, poszastać pieniędzmi, poużywać tanich tajskich prostytutek bez najmniejszego zainteresowania lokalną kulturą czy wierzeniami. Co dzieje się w Bangkoku, zostaje w Bangkoku, więc bez opamiętania ludzie tu imprezują do rana za dużo mniejsze pieniądze niż w krajach strefy € czy $. I jeszcze się tym szczycą.

Zapytałam kilku stażystów, dokąd muszę pojechać przez ten rok. Jedynym wyznacznikiem poleconych mi miejsc było to, jak dobre imprezy mnie tam czekają. Gdy w klubie nie zamówiłam alkoholu i na powszechne zdziwienie odpowiedziałam, że nie potrzebuję go, by się dobrze bawić, to nikt poza jedną osobą nie zrozumiał klimatu.

Nawet nie potrafię opisać, jak przykro mi się zrobiło, przecież to dewastacja dziedzictwa tego kraju. Wczoraj przy wejściu do klubu czułam się jak na jakiejś Majorce, gdzie bogaci Niemcy przyjeżdżają zabawić się na pięknych hiszpańskich plażach, niszcząc bogatą kulturę tej wyspy. Widzę, że za dużo z tymi ludźmi nie będę mieć do czynienia. Przypominają mi siusiumajtków na Erasmusie, których dopiero co spuszczono ze smyczy. Tyle że tutaj zdecydowana większość osób ma 25+ (właściwie nie poznałam jeszcze nikogo poniżej 25 lat), więc już chciałoby się oczekiwać dojrzałości, respektu, świadomości... na próżno. Tyle z pierwszych przemyśleń.

Od tamtego wieczoru otrzymałam kolejne 3 zaproszenia na imprezę w tym tygodniu, ale grzecznie podziękowałam, tłumacząc, że 1 impreza tygodniowo mi wystarczy, bo przyjechałam tu po coś innego. Powłóczyłam się wczoraj i dzisiaj samotnie po Sukhumvit i czułam się, jakbym była wszędzie indziej tylko nie w Tajlandii. Jak nie japońska restauracja, to brytyjski pub. Bez sensu.
Dlatego mam nadzieję, że w weekend uda mi się dotrzeć do bardziej tajskich miejsc w stolicy.

A, jakby komuś się nudziło, to założyłam fanpage dla tych, którzy nie mogą subskrybować mojego blogu, a chcą, lecz nie mają kont.
Ta dam.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (15)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (7)
DODAJ KOMENTARZ
felekindie2012
felekindie2012 - 2013-12-20 19:48
Każdej wolnej chwili uciekaj na północ; na wieś - tam zobaczysz prawdziwą Tajlandię, nie tylko grubych śliniących się białasów:) Pozdrawiam
 
tealover
tealover - 2013-12-21 07:09
Przeczytałam Twój komentarz 3 sekundy po tym, gdy zadałam sobie pytanie - co tu robić na święta?

Takiej porady potrzebowałam. Zmęczyła mnie cywilizacja ;)
 
felekindie2012
felekindie2012 - 2013-12-21 10:45
Cześć, adres meil: rajscy2012@gmail.com
Myślę, że ten adres jest jeszcze aktualny, ew. poprzez ich bloga. To są świetni ludzie, zresztą na ich blogu znajdziesz notki o tym, że odwiedza ich wielu naszych rodaków. Spokojnych świąt
 
dreamistru
dreamistru - 2013-12-21 14:25
Smutna prawda - do Bangkoku jeździ się pić, szukać taniego seksu i nocnych klubów. Do tego zdziera się z "białasów" ile można. To wszystko sprawiło, że miło tego miejsca nie wspominam a jeśli mówisz, że jesteś otoczona samymi imprezowiczami to cóż, mogę tylko współczuć...
Ktoś tu dobrze sugeruje z tą północą - będziesz miała chwilę przerwy uciekaj do Chiang Mai - jest tam ślicznie, jest dużo przyrody, mnichów, ludzie są milsi, powietrze czystsze... ah, jednym słowem :)
 
zuzkakom
zuzkakom - 2013-12-23 08:02
Ano! W Saigonie pod tym wzgledem nie jest lepiej niestety, tylko moze na mniejsza skale niz w Bangkoku.
 
BoRa
BoRa - 2013-12-30 17:37
hmmm, jednym słowem na razie nie za ciekawie, ale wierzę, że coś wymyślisz.
 
Zenek
Zenek - 2016-11-21 03:46
Tekst naprawdę wyjątkowo mizandryczny. Nie wiem co się autorce stało, jednak taka nienawiść do mężczyzn nie jest bez wątpienia przypadkowa. Godne politowania.
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019