Geoblog.pl    tealover    Podróże    Włochy - Rumunia - Budapeszt    Jeden pociąg, a tyle historii
Zwiń mapę
2013
28
sie

Jeden pociąg, a tyle historii

 
Polska
Polska, Warszawa
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4413 km
 
Ku memu zaskoczeniu pociągi do Czech, Słowacji i Polski ciągnęła jedna lokomotywa. Na Słowacji miał nastąpić rozdział wagonów. Z łatwością odnalazłam ten do Warszawy - był to zwyczajny wagon InterCity. Oczywiście gniazdek na próżno było szukać, więc jedyne, co mi pozostawało, to liczyć na ciekawych współpasażerów lub miejsce na spanie.

Moimi pierwszymi towarzyszami okazała się para smutasowatych Słowaków. Próbowałam nawiązać jakąś nić porozumienia, lecz niestety za każdym razem brutalnie ją przerywano, więc w końcu się poddałam. Wysiedli oni około 21.20. Na zewnątrz już dawno było ciemno. Idealny moment na pójście spać - pomyślałam. Mój przedział zostawał pusty, więc mogłam wyciągnąć się maksymalnie na 4 siedzeniach.

Niestety po ok. 5 minutach wsiadł starszy pan i zajął miejsce naprzeciwko mnie, a za nim jakiś podejrzany słowacki typek, który usiadł po tej samej stronie, co ja. Mogłam jedynie oprzeć głowę o szybę, ale nie potrafię tak spać, bo pociągi IC prawie nie amortyzują wstrząsów, więc starałam się czymś zająć. Nagle siedzący naprzeciw starszy pan zaczął mi opowiadać o swoim genialnym projekcie agregatu prądotwórzego na rzece i egzaminować mnie w swoim języku, czy tam, dokąd jadę, jest duża rzeka, na której można by taki agregat zastosować. Odparłam, iż tak, w Warszawie płynie duża rzeka.
To był strzał w piętę. Dziadek chyba sobie wyobrażał, że jadę do kolegi ministra i znam nie wiadomo jakich ludzi, skoro jadędo stolicy. Wpychając mi kolejne jedzenie, które żona mu przygotowała na podróż, próbował mnie przekupić wizją przyszłych zysków i przekonać do swojego pomysłu - jako iż nie znałam na pamięć adresu Ministerstwa Rozwoju, dziadzio chciał, bym podała mu swój, to on mi wyśle ten projekt na mój adres, a ja go zaprezentuję w ministerstwie. Starałam się wyperswadować mu ten pomysł, argumentując, iż sam może sobie ten adres znaleźć, skoro ma znajomego tłumacza słowacko - polskiego, a dwa, że nie znam nikogo w ministerstwie, więc co ja mogę zrobić. Po trzecie średnio chciało mi się wierzyć, że właśnie jedzie do Pragi do ministerstwa, przedstawić im swój pomysł. Niby miał na to dokument po czesku, ale na pytanie, czy jest inżynierem, nie umiał odpowiedzieć. No i ten drugi, podejrzany osobnik. Nie wzbudzał we mnie zaufania.
Dziadek nie odpuszczał, więc w końcu podałam mu fikcyjne imię nazwisko oraz adres, by wreszcie dał mi spokój. W końcu wysiadł ten podejrzany, więc powiedziałam dziadzi, że idę spać. Życzył mi dobrej nocy i powtórzył, że podzielimy się zyskiem.
Może i był to uczciwy słowacki chłop z pomysłem, ale nie chciałam podejmować tego ryzyka. Długo potem męczyło mnie sumienie, iż go okłamałam, a on naprawdę się podekscytował myślą, że jego projekt ujrzy polskie ministerstwo. Nie znoszę kłamać. Jednakże z perspektywy czasu, mimo wciąż niespokojnego sumienia, nie żałuję tej decyzji.

A więc poszłam spać i przepadłam niczym kamień w wodę. Obudził mnie dopiero słowacki konduktor. Przetarłam oczy. Naprzeciwko mnie siedziało 2 chłystków. Szybko poddali mnie gradobiciu pytań, ale nie pozostawałam dłużna. Mieli po 17 lat, w plecy 1 rok w gimnazjum i właśnie szli do jakiejś zawodówki działającej trochę jak poprawczak. Aktualnie wracali z pracy, gdzie miesiąc rozkładali karuzele.
Im więcej mówili, tym bardziej chciałam, by przestali, a jednocześnie dobrze się przy nich czułam. Mieli ufne spojrzenie, ich chłopięcy wiek powodował, iż wciąż biła z nich naiwność i beztroska, ale równocześnie sporo w życiu przeszli, więc zdążyli już nabrać ogłady. Widać było, iż w ich życiu bardzo brakuje osoby, która doceniłaby ich pracowitość, dobre serce oraz pokorę, a jednocześnie zmotywowała do pilnej nauki. Nawiązała się miedzy nami ciekawa relacja. Dzieliło nas zaledwie 6 lat, ale czułam się jak ich mama, do której właśnie przyszli po poradę i burę za brzydkie wyrażenia oraz uciekanie z lekcji. Zachowywali się tak opiekuńczo i troskliwie wobec mnie, że czułam się bardzo bezpiecznie, choć próbowali zgrywać twardzieli. Paweł zaproponował, byśmy poszli spać, lecz Marek stwierdził, iż on tak nie zaśnie, więc nas popilnuje.

- Tylko sobie nie myśl nie wiadomo co- zaczął groźnie Marek - w Katowicach Cię budzimy i musisz się z nami pożegnać!
- Dobrze, dobrze.
- To dobranoc. Ale pamiętaj, że na pewno.
- Obiecuję!
- odparłam wesoło. Wsadziłam zatyczki do uszu, nakryłam kurtką siebie i mały plecak. Położyłam na nim rękę, tak w razie czego. Nie podejrzewałam o nic chłopaków, raczej pomyślałam, że ktoś mógłby nas napaść w przedziale.

Po 10 minutach poczułam, że jest mi zimno i bez mojego jednorazowego prześcieradła się nie obejdzie. Ściągnęłam kurtkę i stanęłam na siedzeniach, by sięgnąć do dużego plecaka. Kątem oka zauważyłam, że Marek rzeczywiście nie śpi i mnie obserwuje. Próbowałam znaleźć to prześcieradło, ale nie mogłam, mimo iż wiedziałam, gdzie jest. Nagle zapaliło się świadło nad głową Marka.

- Masz, będzie ci łatwiej.
- Bardzo dziękuję!
- prześcieradło znalazłam w mig. Poczułam ciepło w sercu. To było bardzo miłe z jego strony.

Po słowach uznania ze strony Marka na mój zestaw do spania (ale rym :) ) i stwierdzeniu, że jestem prawdziwym podróżnikiem, zapadłam w głęboki sen. Obudzono mnie rzeczywiście przed Katowicami. Życzyłam chłopcom powodzenia i prosiłam, by obiecali, że będą chodzić na lekcje. Gdy wyszli, poczułam ukłucie w sercu.
Po pierwsze naprawdę stali się dla mnie jak synowie. Bardzo chciałabym ich jeszcze zobaczyć, sprawdzić, czy dbają o swoje życie.
Po drugie pomyślałam o tym, jak patrzy na nich 90% społeczeństwa - problemy z narkotykami, prawdopodobnie prawem, wagarowicze. A przecież w środku byli wrażliwymi dziećmi, którym musiano wyrządzić wielką krzywdę, które nagle weszły w brutalny świat dorosłych (obaj pochodzili z rozbitych rodzin i pracują od kilku lat, by pomóc matkom w utrzymaniu domu), które przede wszystkim miały dobre serce pod grubą warstwą muru. Czułam się wyróżnona, iż dla mnie wywiercili w nim dziurę i pokazali prawdziwych siebie. Na co dzień nie obracam się wśród ludzi z ich problemami. Naprawdę wiele wyniosłam z tego spotkania.

Chwilę po ich wyjściu zasnęłam. Przez zatyczki usłyszałam, że znowu wsiadło 2 przeklinających młodzieniaszków, ale byłam tak zmęczona, iż postanowiłam zlekceważyć potencjalne zagrożenie i spać dalej. Jak zwykle obudziła mnie konduktorka. Okazało się, że moi towarzysze nie mieli biletów. Chcieli oszukać panią i zapłacić kartą zbliżeniową, na której rzekomo ustawiono limit do 1000 zł, lecz i tak nie mieli środków, ale w pociągu można tylko płacić w sposób tradycyjny, więc ostatecznie otrzymali karę po 650 zł każdy i ostre, nerwowe kazanie o tym, że zbliżeniowo płaci się tylko do 50 zł.

- Co za głupia piz**. Zbliżeniowo tylko do 50 zł? Tępa ****. Widać, że blondynka!
- EJ! Też jestem blondynką!
- krzyknęłam ze złością, śmiejąc się jednocześnie.

Chłopcy się zmieszali, zaczęli przepraszać, jednym słowem nawiązała się kolejna pociągowa znajomość. Tym razem przede mną siedzieli:
- Michał, lat 17, ojciec rocznego dziecka (w tym momencie wykonałam szybkie obliczenia ;) ) oraz
- Adam, lat 21, od 2 lat ma nieaktualny dowód osobisty, z którym jeździ na gapę; ma też na głowie komornika.
Zaczełam śmiać się do siebie. Znowu przyciągnęłam jakchś odszczepieńców :P Michał i Adam szybko pokazali mi, że nie będę się z nimi nudzić - po chyba minucie rozmowy popłakałam się ze śmiechu. Mieli taki zabawny, luzacki styl bycia. Michał był w wieku moich poprzednich współpasażerów, a była między nimi przepaść. Oni byli skromnymi, pracowitymi chłopcami, on niczym nieprzejmującym się, chłopaczkiem, którego utrzymywały dziewczyna (lat 19, pracuje na kasie w Biedronce) i matka. Początkowo odniosłam wrażenie, że naprawdę dojrzale mówi, ale to tylko pozory - Michał snuł plany o dalekich spontanicznych podróżach trawjących może dzień, może 5.

- Zaraz, zaraz - powiedziałam. - A co z Twoją córką?
- Jak to co, moja dziewczyna się nią zajmie.
- Może byś jej pomógł?
- E tam.
- Ale z ciebie fujara.


Chyba przesadziłam, bo Michał spojrzał na mnie wrogo, ale nie obchodziło mnie to. Momentalnie straciłam do niego cały szacunek. Adam milczał chwilę, potem mnie poparł. Finalnie, widząc, że moje motywujące słowa nie przynoszą żadnych rezultatów, poddałam się i postanowiłam próbować ich nawracać w innych sferach życia, jak chociażby nieoszukiwanie systemu płatniczego czy zaprzestanie używania fałszywego dowodu.

Droga minęła mi błyskawicznie. Oprócz powtarzanego w głowie "Nie wierzę, że tacy ludzie istnieją" i kupy śmiechu, za oknem przywitał mnie prześliczny wschód słońca nad zamgloną łąką. Ach! :)
Wysiadłam na Dworcu Centralnym, Michał i Adam stwierdzili, że chyba pojada sobie do nad morze. Gdy komuś opowiadałam o mojej podróży Budapeszt - Warszawa, zazwyczaj pytano mnie po 3/4, czy to wciąż ten sam pociąg, he he. A tu jeszcze na dokładkę był ten niesforny ostatni duet ;)

Nagle zdałam sobie sprawę, że znowu jestem w ojczyźnie. Rozejrzałam się. Nikt na nikogo nie patrzył, ludzie gdzieś pędzili, zerkając na mnie. W tym momencie nosiłam adidasy do biegania, alladynki, kurtkę z kapturem i 2 plecaki. Mało stylowo, ale wygodnie i ciepło ;)

W stolicy spędziłam 3 dni. Pracowałam, odkrywałam, poznawałam. Zazwyczaj w Warszawie byłam na 1 noc i wywoziłam z niej negatywne wrażenie pracoholików, którzy leczą swoje kompleksy, dumnie mówiąc, że są z Warszawy, w której de facto mieszkają od kilku lat lub nawet poza granicami miasta. Tym razem Warszawą się... zachwyciłam :) Nadal wydaje mi się być pełna bufonów, ale jednocześnie dostrzegłam, jaka jest zielona, rozwinięta, jaka otwarta na nowości, jaka pełna innowacyjnych pomysłów na chociażby kawiarnie. To całkiem sympatyczne miasto.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
EDMUND
EDMUND - 2013-09-16 20:35
PIEKNIE TO OPISALAS!! CO DO WARSZAWY NIE ZGADZAM SIE.MIASTO MOZE I LADNE,ALE LUDZIE W NI MIESZKAJACY TO WEDLUG NICH PEPEK SWIATA.
Z WARSZAWY MAM SAME NIEDOBRE WSPOMNIENIA,A ZAZNACZAM ZE BYWALEM W WARSZAWIE JUZ W LATACH 70-TYCH.POZDRAWIAM!!!!
 
tealover
tealover - 2013-09-17 09:43
Myślę, że za pępek świata uważają się mieszkańcy KAŻDEJ europejskiej stolicy i tego nie zmienimy.
A samo miasto nie jest takie złe, za jakie je dotąd miałam :)
 
stock
stock - 2013-09-17 20:52
Świetnie napisane. Ty to chyba zawsze masz ciekawe powroty.
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019