Wstałyśmy rano, zjadłyśmy, zrobiłśmy pranie. Tu w duchu dziękowałam, iż wybrałam się na taki wyjazd z zaradną życiowo osobą. Marta pomyślała, aby zabrać sznurek, szare mydło i parę innych biwakowych niezbędników. Miło jest czuć, że nie tylko ja o wszystkim pamiętam :)
Ludzie na obozowisku dziwili się, po co my juz gdzieś wyjeżdżamy.
-A co mamy tu robić?
-No nie wiem ,zwiedzać...
-Zwiedziłyśmy wszystko wczoraj.
-...iść na plażę...
-Nie po to przebyłyśmy 2000 km, aby leżeć 4 dni plackiem.
Zostawiłyśmy namiot i bagaże, zabrałyśmy śpiwór i karimatę na "zaś", nie wiedząc, gdzie wylądujemy na noc oraz ciepłe ubrania.
Podczas gdy my łapałyśmy stopa, inni autostopowicze szli grupami na plażę. Cóż, każdy wybiera to, co lubi. Zresztą jeśli ktoś przyjechał dopiero w poniedziałek, to nie dziwię się, że chciał odpocząć. W momencie naszego wyjazdu było dopiero ok. 180 par (na 570).
Niestety Kupari leży na trasie, którą ludzie jadą do Czarnogóry, a nie do Bośni. Jest to już za Dubrownikiem ,na samym końcu Chorwacji, więc albo ktoś tu mieszka, albo jedzie właśnie na granicę. Słońce smażyło nas coraz bardziej, mimo iż było dopiero koło 9:30. Kolejne auta z r ejestracją bośniacką przejeżdżały, ludzie nam machali i trąbili, ale nikt nie chciał nas wziąć.