Stacja wydawala sie byc idealna. Wielka, przy glownej trasie, z Burger Kingiem. Zrobilysmy przerwe na posilek i toalete, a nastepnie rozpoczelysmy lowy. Niestety robilo sie coraz ciemniej, a my nie moglysmy znalezc absolutnie nikogo w kierunku Salzburga. Wiatr sie rozchulal, mi juz calkiem zesztywnialy rece od trzymania tabliczki.
Kedzior poszla na wielki parking, pytac tam ludzi. Po chyba 1,5 godziny zawolala mnie, ze mamy kierowce. Wrestler ucial sobie drzemke, wlasnie sieo budzil i chce nas zabrac :D Mysl o cieplym aucie byla tak cudowna, ze zarzucilam plecak i pobieglam do nich.
Nasz nastepny kierowca byl menagerem, a jednoczesnie bylym wrestlerem. Aktualnie wracal z zawodow, na ktorych sedziowal. Ciagle zmienia miejsce zamieszkania przez prace. Bardzo dobrze sie nam rozmawialo, mamy zaproszenie do Berlina, z ktorego planujemy skorzystac :D
Mial na imie Sascha i blond wlosy, wiec natychmiast zapytalam o prawdopodobne korzenie rosyjskie, ale nie. Jego imie bylo nadane na czesc przyjazni NRD- ZSRR :P
Wysadzono nas na dosyc malej stacji, gdzie juz inne pary czekaly od ponad 1,5 godziny. Wyszlo lekkie slonce, wiec zrobilo sie troche milej.