Mimo że lot miałam dopiero o 13:50, a z akademika na lontisko było relatywnie blisko (ale rym!), dla bezpieczeństwa wstałam o 7:30. Włączyłam muzykę, by dodać sobie otuchy. Niestety Winamp był przeciwko mnie - zaczął odtwarzanie od Beyonce "Ave Maria". Bliska osiągnięcia maksymalnego dołu, poszłam wziąć prysznic.
Wypiłam szklankę mleka, bo nic innego nie byłam w stanie przełknąć. Uklęknęłam przy walizce i nagle poczułam, jak znowu ten wielgachny kamień, tym razy 10 razy cięższy, zaczął gnieść mnie w środku. Ale nie miałam wyboru. Musiałam w końcu zapiąć walizkę i wyjść.
Zapas czasowy miałam spory, więc fakt, iż w zamyśleniu poszłam nie na ten peron, co trzeba, niczego złego nie spowodował. Na stacji czekał na mnie Yuta, który chciał mi towarzyszyć w drodze na lotnisko. We dwójkę zawsze raźniej ;)
Zjedliśmy, posiedzieliśmy, trzeba było się pożegnać. Poza wielkim dziękuję i ponownym zaproszeniem nic więcej nie byłam w stanie wydusić. Resztę napisałam mu w liście, który w tym momencie wręczyłam. Pomachałam mu po raz ostatni i przeszłam kontrolę bezpieczeństwa. Zaczęło się ostatnie smsowanie. Tu jeszcze temu, tu tamtemu coś wysłać, odpisać...wreszcie weszłam na pokład samolotu.
Dwa najbardziej intensywne miesiące mojego życia właśnie się skończyły. Miliony niesamowitych godzin w najbardziej szalonym mieście świata, tysiące godzin rozmów, wspaniali przyjaciele, niewiarygodne przeżycia, smakowite doznania, zachwycające widoki. Tak naprawdę zapomniałam, że istnieje jakakolwiek inna rzeczywistość, bo wyjechałam z postanowieniem wykorzystania tego czasu na maksa.
Próbowałam się skupić na China Daily, który mi wręczono, ale gdy Chinese Eastern Airline w tle zagrał smutny utwór skrzypcowy, nie wytrzymałam. Zaczęłam gorzko płakać. Spojrzałam za okno, aby się uspokoić, ale nie potrafiłam.
W przeciwieństwie do zakończenia Erasmusa, prawie wszyscy moi przyjaciele zostali w Tokio, by dalej prowadzić tam swoje życie. Nie jestem naiwna i wiem, że jeśli się jeszcze kiedyś zobaczymy, to może raz czy dwa. Dużo trudniej jest wyjeżdżać samemu i to z taką świadomością.
Samolot wzbił się w powietrze, a ja zamknęłam oczy, by o tym wszystkim nie myśleć.
Moja japońska przygoda dobiegła końca.