Geoblog.pl    tealover    Podróże    Kostaryka i Nikaragua    National Geographic na żywo
Zwiń mapę
2019
17
mar

National Geographic na żywo

 
Kostaryka
Kostaryka, Puerto Viejo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11483 km
 
Przygotowując się do wyjazdu w te strony, sporządziłam w głowie listę zwierząt, o których zobaczeniu tu marzę. Znajdowały się na niej:
- leniwiec
- koliber
- małpy
- papugi zielone
- papuga ara
- płaszczka
- szop pracz
- no i najważniejszy - tukan! O tukanie marzyłam tak bardzo, że co dzień go wypatrywałam, czytałam, gdzie go można spotkać. Ale bez efektów.

Aż nie przyjechaliśmy tu, nad Morze Karaibskie.

Przekroczywszy okolice wulkanu Irazu, krajobraz uległ kompletnej zmianie - zrobiło się bardzo zielono, pochmurnie i chłodniej. Wyglądało na to, że zaczęła się pora deszczowa. I tak rzeczywiście było. Cały nasz pobyt po tej stronie Kostaryki okraszony był ulewnymi deszczami 1-2 razy dziennie. Zmiana pogody uniemożliwiła nam surfowanie - prądy morskie wykręcały fale w najróżniejsze strony. Odpadło też plażowanie. Przeznaczyliśmy ten czas m.in. na relaks w naszym bungalow. Tym razem wybór padł na otwarty dwupiętrowy domek w środku lasu nieco poza granicami hippisowskiego Puerto Viejo.

Brak ścian, a jedynie kondygnacje dachów oznaczały, że w naszym domku mieliśmy rozmaitych gości - od kotów przez małpy po szopy pracze. Te ostatnie co noc zostawiały nam resztkę ananasa na piętrze. Piętro to hamaki i świetny widok na żerujące na ziemi zwierzęta oraz ptasie drapieżniki, w tym… tukany! Okazało się, że jeden tukan stacjonował tuż obok naszego domku, nauczyłam się go nawet rozpoznawać po dźwiękach, które wydawał. Był piękny i kolorowy - dokładnie taki, jakiego sobie wyobrażałam od dziecka :)

Nasza kuchnia również nie miała ścian, więc kolibry chętnie nas odwiedzały, za to gotowanie po ciemku było świetnym ćwiczeniem dla wyobraźni, jak nie uciec na górę od tych wszystkich trzasków, skrzeków, krzyków, pogruchiwań i innych dźwiękonaśladowczych określeń :)

Życie w takim miejscu po raz kolejny przetarło jakieś nowe szlaki w naszym myśleniu. Jedzenie musieliśmy zamykać na kłódkę - inaczej szopy wszystko by nam zjadły. Problem był też z praniem - imaliśmy się różnych sposobów, by w tych warunkach wysuszyć pranie, ale po prostu się nie dało - wszystko, co tam upraliśmy, zbutwiało i finalnie trafiło do kosza.

Pora nocna to znowu tętniący życiem las tropikalny, w którym przy naszym domku toczyły się hałaśliwe walki męskich osobników małp o terytorium. Krzyczały tak bardzo, że momentami nie mogliśmy spać. Chwilę później spadało gdzieś drzewo i z hukiem uderzało o ziemię. Nocami czuliśmy się tam na swój sposób bezbronni i lekko zagubieni - dookoła panował jeden wielki hałas i ruch, lecz nasze oczy nie umiały niczego wypatrzeć, nosy wywęszyć, a słuch przewidzieć na podstawie szelestów. Gdy rankiem pytaliśmy właścicieli, czy to jakieś pumy tu grasują, zrywali z nas boki ze śmiechu - okazało się, że to małpy tak krzyczą. Wyszliśmy na dwie marne miejskie istoty pośród przyrody w najczystszej postaci :)

Samo Puerto Viejo de Talamanca uchodzi za stolicę luzu i tak rzeczywiście się tam czuliśmy. Idąc główną ulicą, zapach marihuany czuliśmy tak często, jakby palono nią w piecach ;) Z knajp dobiegała nas karaibska muzyka, ludzie jakby nieco wolniej żyli, a wśród przyjezdnych plecaki zastąpiły walizki. Ponoć po tym rozróżnia się turystów w Kostaryce, że ci z walizkami jadą nad Pacyfik, a z plecakami nad Morze Karaibskie.

Puerto Viejo to też ciągnąca się bujna i soczysta zieleń, w której co rusz można było wypatrzeć jakiegoś zwierza. Również sępa jedzącego rozkładającą się padlinę - to akurat nie był przyjemny widok.

Za to przyjemnym i niezwykle dla mnie poruszającym widokiem był ten, gdy wracając ze sklepu nagle przed nami jeden po drugim przeleciało 10 tukanów!! Wszystkie takie dostojne z barwnymi dziobami. Jak to piszę, to łza mi się w oku kręci. Moment, w którym urzeczywistnia się marzenie, jest czymś bardzo pięknym.

W ciągu jednej doby zobaczyliśmy tu więcej zwierząt niż przez wcześniejsze dwa tygodnie. I to bez biletów wstępu ;) Chodząc, czuliśmy się jak na planie National Geographic. Właściwie poza arą (no i płaszczkami) zobaczyliśmy tu wszystko ^^ Ale nie tylko Puerto Viejo uraczyło nas takimi widokami, o czym będzie w następnej notce :)

Filmiki:
Szalone karaibskie fale
dojście do naszego noclegu

-----
INFORMACJE PRAKTYCZNE

Aby dostać się z Playas del Coco lub okolic nad Morze Karaibskie, należy przesiąść się w San Jose. Droga była dość długa, więc my zrobiliśmy postój z noclegiem u naszego kolegi.

W Puerto Viejo spaliśmy w Casa Moabi i z całego serca polecamy! Doświadczenia z niczym nieporównywalne :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2019-11-27 10:38
Oglądam wszystkie filmiki. Są bardzo ładne pomimo,że tak krótkie,
Pozdrawiam Was
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019