(Dla tych, którzy mnie nie śledzą - jest to kontynuacja
tego wpisu)
Próbuję przypomnieć sobie, od czego to się zaczęło. Przecież nie miałam w planach lecieć ponownie do Indonezji, wcale, nic a nic. Cały czas zakładałam, że polecę na Filipiny lub Palau. Znalazłam nawet programy wolontariatu. Czułam, że nim opuszczę Azję, chcę wnieść w coś swój wkład.
Tygodnie mijały, nagle zrobił się początek października. Odpowiedź z wymarzonego Palau nie nadchodziła, więc zaczęłam już rozważać wszystko. Koreę, Tajwan, Japonię, nawet Australię. Towarzysząca mym rozterkom
zuzkakom mogła obserwować na czacie na Skype, jak bardzo się miotałam, jak dalece nie potrafiłam podjąć tej w sumie trudnej decyzji. Te 17 wolnych dni chciałam jak najlepiej wykorzystać, będąc świadomą, że naprawdę nie wiadomo, kiedy następny raz zawitam do Azji. Nie obyło się bez załamania, które wywołało rozważanie kolejnego wypadu do Japonii. Zaczęłam gubić się emocjonalnie i szukać swojej tożsamości. Zaczęłam szukać po omacku przynależności i tego, czym właściwie jest dla mnie dom. Dokąd ciągnie moje serce i za czym tęskni.
Wycieńczona tym, rzadkim u mnie, brakiem decyzyjności nagle wpadłam na pomysł bądź raczej przypomniałam sobie o czymś. Odbywając
na Koh Tao kurs nurkowania wraz z moją indonezyjską przyjaciółką, zostałam niejako zmuszona do obietnicy, że kiedyś zanurkuję w jej kraju. Natychmiast wpisałam hasło w Google i wyskoczyło mi kilka propozycji. Coś tam pamiętałam też z opowiadań innych. Lista zaczęła się klarować, lecz wciąż bardzo trudno było mi wybrać to jedno miejsce. W końcu Indonezja to prawie 18 000 wysp. Myślałam, analizowałam, szukałam. Aż pewnego dnia wydarzyła się rzecz, która przesądziła wszystko, by nie powiedzieć, że jej następstwa odmieniły moje życie ;)
Najczęściej pojawiającym się wynikiem moich poszukiwań było Komodo. Wielu z Was pewnie kojarzy to miejsce – na cały świat rozsławiły go groźnie wyglądające warany (
Komodo Dragons). Jednakże wśród nurków Komodo słynie z zupełnie innego zwierzęcia. Z królowej podwodnych głębin, latającego piękna, dystyngowanej pani tropikalnych wód – płaszczki! :))))) Oczywiście okolice te obfitują we wszelkiego rodzaj zdumiewającą faunę i florę, od żółwi i rekinów, przez koralowce o wszystkich kolorach tęczy, po ryby w łuski o wzorach labiryntu czy pantery.
Więc tak oglądałam kolejne filmiki na youtube, gdy nagle natrafiłam na
ten i aż krew zmroziło mi w żyłach.
PŁASZCZKI! To z nimi można nurkować!! Pamiętacie gazetę Zwierzaki? W jednym numerze na dwóch stronach wydrukowano zdjęcie tafli wody dosłownie pokrytej unoszącymi się w błękitnej toni płaszczkami. Wykonano je od dołu, więc widać było tylko ich białe brzuszki, czarne brzegi ciał i równie czarne, lecz zabójcze dla człowieka, umieszczone w płetwie ogonowej kolce. Miałam wtedy zaledwie kilka lat, ale zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie. Spodobały mi się te płaszczkowe brzuszki, ponieważ otwory skrzelowe w nich umieszczone tworzyły takie jakby uśmiechy. Kilka lat później to właśnie od płaszczki zginął Steve Irwin, słynny australijski łowca krokodyli. Pomyślałam wtedy, co to za intrygujące zwierzę, które od dołu się uśmiecha, a tyłem zabija.
Zatem stało się! W szczycie ekscytacji kupiłam bilety lotnicze i do samego końca, do ostatniego dnia w Bangkoku nie dowierzałam w to, co nadchodziło – 2 tygodnie w raju, pośród dzikich wysp. Może też dlatego moje pożegnanie z Bangkokiem przebiegło tak bezboleśnie. To, co właśnie nadchodziło, było poza jakimikolwiek moimi dotychczasowymi wyobrażeniami.
************
INFORMACJE PRAKTYCZNE
By nurkować na Komodo, należy dostać się na wyspę Flores do Labuan Bajo, z którego wypływa się na morze. Loty wykonuje kilku przewoźników m.in. Transnusa, WingsAir, Garuda Indonesia. Najłatwiej dostać się tu z Bali (Denpasar).
Z Bangkoku leciałam następująco:
BKK – SIN – DPS (Jetstar) – LBJ (Transnusa)