W okolicy Ubud znajdują się także widowiskowe tarasy ryżowe, więc postanowiono mi je pokazać. Jeju :) Taki odcień zieleni naprawdę istnieje? Kolejne stopnie poprzecinane były wąskimi kanalikami, którymi woda spływała ku dołowi. Postanowiłam zejść trochę niżej, zaszyłam się za krzewami bananowca, przykucnęłam i zamyśliłam się… wciąż byłam w szoku. Mgliście pamiętałam lekcje geografii, zdjęcia zielonych tarasów ryżowych i Azjatów pracujących w stożkowatych kapeluszach. A teraz ja właśnie byłam w środku tego miejsca i jakby ktoś się uparł, mógłby mi zrobić zdjęcie i odtąd i moja twarz zdobiłaby czyjś podręcznik jako malutka biała kropka na tle soczystej zieleni. He He :)
Oczywiście mogłabym tam siedzieć godzinami, ponieważ szum spływającej wody działał na mnie w magiczny sposób, ale przypomniało mi się, że przecież Amanda i Adris czekają na mnie na górze. Gdy wróciłam, powiedziano mi, że czeka mnie kolejna niespodzianka – obiad w restauracji po środku pól ryżowych.
Że co??No właśnie że to. Manewrując skuterkami, dotarliśmy do centrum… niczego :) Wokół roztaczały się pola ryżowe i ścieżki w cieniu palm, a na ich środku uśmiechnięta kobiecina prowadziła restaurację z organiczną tradycyjną kuchnią balijską. Nie da się tam trafić samemu, a jednocześnie sporo osób znało to miejsce, ponieważ nie byliśmy sami. Właścicielka sama hoduje wszystkie składniki swoich potraw, można nawet pomagać jej zrywać owoce czy warzywa :) Asysty przy zabijaniu kurczaków na szczęście nie potrzebowała… Można tam też odbyć lekcję gotowania, lecz niestety nie było na to czasu. Cóż, przynajmniej wiem, iż muszę tam wrócić ;)
Ledwo po złożeniu zamówienia przeprosiłam wszystkich i ruszyłam prosto przed siebie. Potrzebowałam chłonąć to wszystko, co mnie tam otaczało. Na Bali można też zatrudnić się jako wolontariusz na gospodarstwie rolnym i razem z mieszkańcami pracować przy uprawach ryżu czy obrządku bydła. Gdybym miała tydzień więcej… ale nie miałam, więc pozostało mi napatrzeć się na zapas i z wielkim uśmiechem powrócić do restauracji. Jedzenie oczywiście było pyszne – świeże, piękne i w 100% naturalne.
Mimo iż na Bali spędziłam tylko 4 dni, było to niesamowite przeżycie, unikatowe w skali mojego bagażu doświadczeń. Nie ulega wątpliwości, iż chciałabym wrócić do Indonezji, baaardzo, mieć czas, by zwiedzić bardziej dzikie wyspy, ale też poznać lepiej Bali… Achh, czas pokaże!
*****************************
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Tarasy ryżowe – miejscowość nazywa się Tegal Alang
Restauracja organiczna – Dicarik Restaurant (we wsi Kajeng)