Siadajac z powrotem na swoim fotelu, dopiero co skończyłam rozmawiać z moim tunezyjskim współpracownikiem. O tragicznym spadku poziomu edukacji w Europie, o tym, że Tunezyjczycy nie mówią po angielsku, co sprawia, że żyją w bańce. O tym, że ludzie nie znając języka obcego zamykają się na świat.
Spojrzałam na monitor, ale w mojej głowie gotowało się od ilości myśli, więc wyjrzałam przez okno. Cały horyzont usiany był drapaczami chmur, na dachu jednego z nich jak zawsze lśniła niezmącona ruchem tafla wody basenu. Obserwowanie go to hobby kilku osób w naszym biurze. Co dzień liczymy, że kogoś tam zauważymy, ale podobno od 5 lat nikt w nim nie pływał.
Patrząc nieprzytomnym wzrokiem na 304 – metrowa wieżę Baiyoke, nagle coś do mnie dotarło.
- O ja nie mogę. JESTEM W BANGKOKU!!!!!
Kiedy dzień wcześniej rozmawiałam z Kasią, po raz kolejny usłyszałam, jaka to nie jestem, ale szczerze mówiąc, jak za każdym razem mimo przytakiwania, nie uwierzyłam w ani jedno słowo. W końcu żyjemy w czasach, kiedy każdy może wszystko. Mamy wolność słowa (czysto teoretycznie, ale jednak), pokój, nie głodujemy.
Brak pieniędzy? Żaden problem – wystarczy zatrudnić się w pierwszej lepszej restauracji czy wyjechać na owoce na Zachód.
Sprzeciw rodziny? To nie średniowiecze, zdanie rodziny jest tylko dodatkiem.
Zatem w czym leży problem...?
Wraz z upadkiem komuny wachlarz możliwości stał się tak wielki, iż wszystko, ale to absolutnie wszystko sprowadza się do nas samych, do naszej rzeczywistej determinacji, do prawdziwej chęci walki o marzenia. Lata, kiedy winę można było zgonić na system, na szczęście już dawno minęły. Przy każdorazowym bezproblemowym przekroczeniu granicy w strefie Schengen czy locie na innym kontynencie, dziękuję z całego serca, że urodziłam się w wolnej Polsce, bo moi rodzice takiej szansy jak ja nie mieli. Współcześnie jedynym podmiotem, który można obwiniać, jesteśmy my. Tak, tak, Drogi Czytelniku, to Ty jesteś w 100% odpowiedzialny za to, że którekolwiek z Twoich marzeń jeszcze się nie spełniło.
Właśnie dlatego słysząc po raz n – ty, że jestem niesamowita/niezwykła i tak dalej, natychmiast mój umysł blokuje przetwarzanie informacji. Niesamowici to są ludzie, którzy mimo niepełnosprawności nie poddają się w walce o medale albo osoby, które oddają za kogoś życie czy też podnoszą się po życiowej tragedii.
Przyjemnie i wygodnie jest karmić się myślą, że ktoś coś zrobił, bo jest bardziej. Bardziej odważny, bardziej zdeterminowany, bardziej coś tam. Ma bogatych rodziców (ten argument zawsze zwala mnie z nóg), szczęście, znajomości. BZDURY! Akurat poznawanie świata jest jedną z tych nielicznych działek, w których znajomości nie mają znaczenia. Wszystko sprowadza się do naszej podświadomości.
I oleju w głowie, bo nie da się ukryć, że spryt i rozwaga zawsze popłacają.
W tamtym momencie, gdy zawiesiłam się w czasoprzestrzeni, elektryzujący piorun przeszył całe moje ciało, wywołując skrajną ekscytację. Dotarły do mnie słowa Kasi o mojej odwadze. Dziś poczułam, że miała rację – rzuciwszy wszystko, wylądowałam w Bangkoku. Wymagało to odwagi.
Odwagi,
nie nadzwyczajności.
Z okazji świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wszystkim, Kochani, by i Wam tej odwagi nie zabrakło. Niech atmosfera miłości, pokoju, a przede wszystkim wzajemnej wyrozumiałości wypełni Was przekonaniem, że wszystko jest możliwe. Zresztą jak ma nie być, skoro sam Bóg przychodzi na świat :)
Jak napisał Carl Sanburg -
Nic się nie zdarza, jeśli nie jest wpierw marzeniem. Trudno się z nim nie zgodzić ;)
Moja firma na 9 dni zamyka biuro, dlatego uciekam od cywilizacji w niezadeptaną północno – wschodnią część kraju, by odkryć prawdziwą Tajlandię. Inspiracją stali się dla mnie Rajscy (
ich blog), z ktorymi tam sie spotkam oraz ich przyjaciel,
Piotr Biedrzycki, któremu bardzo dziękuję za adres!
Jeśli ktoś się martwi, że będzie mi smutno, to mogę go zapewnić, że nie będzie. Dostałam wiele różnych propozycji na spędzenie tych dni, nawet z chrześcijanami, ale świadomie wybrałam samotną wędrówkę. Także ze spokojem.
:)