15. sierpnia to we Włoszech ważny dzień. Dawniej oczywiście ze względów religijnych, dziś tak naprawdę prawie nikt nie wie, dlaczego ten dzień jest wolny. Współczesną tradycją jest organizowanie w ten dzień grilla dla wszystkich przyjaciół i wagę obecności na tym spotkaniu porównałabym do kolacji wigilijnej. Jest obowiązkowa, ponieważ to taki dzień w roku, kiedy wszyscy przyjaciele spotykają się po wojażach lub po prostu długiej przerwie. Zazwyczaj ta sama osoba jest gospodarzem. Często wynajmuje się jakieś gospodarstwo agroturystyczne lub ktoś ma dom na wsi, ale równie dobrze może to być grill na ogrodzie, każdy przychodzi ze swoim pakunkiem. Co ciekawe, grill ten zaczyna się o… 10 ;) Choć tak naprawdę ludzie schodzą się koło 12, by zjeść te potrawy na lunch i kontynuuje się picie piwa, opcjonalnie wina, przez caaały dzień, aż do zachodu słońca, przed którym większość osób się rozjeżdża, by kolację zjeść już w domu.
My tego dnia miałyśmy zaproszenia na 3 grille, więc byłyśmy wszędzie po trochu ;) Okazało się też, że chcąc brać udział w grillu, trzeba to zgłosić min. tydzień wcześniej, aby organizator się przygotował, ale ostatecznie nikt nie robił nam problemu.
Zabawnie było patrzeć na ludzi pijanych po 2 piwach, zachowujących się jeszcze bardziej homoseksualnie niż zwykle. Włosi na północy, mimo iż dużo bardziej zdystansowani niż ci z południa czy Hiszpanie, po małej dawce alkoholu przytulali się i dawali sobie buziaki, udając gejów. Z drugiej strony przy przedstawianiu mnie i pożegnaniach spodziewałam się, że dostanę 2 buziaki, a tu… podanie ręki! szok! Giulia wyjaśniła mi, że całowanie jest synonimem bycia niedojrzałym. Stąd tylko przyjaciółki i członkowie rodziny tak się witają, ewentualnie również chłopak z bliską mu dziewczyną. Całuje się najpierw lewy policzek, później prawy. Dziwnie trochę :D
Za to nie dziwi przytulanie się z koleżankami. Kuzynka Giulii pokazywała nam zdjęcie swojego chłopaka w objęciach innej dziewczyny z urodzinową limuzyną w tle. Zdziwiona zapytałam, czy ona mu na to pozwala, a ona że pewnie, przecież to jego przyjaciółka, zresztą razem byli na tym przyjęciu. Również podczas powitalnej kolacji znajomi Giulii zachowywali się, jakby byli parą, mimo iż każdy z osobna miał swojego partnera. Podobno to normalne… :) Wyjaśniłam im, że w Polsce dziewczyna chyba wydrapałaby oczy chłopakowi za coś takiego.
-Serio? O.o;)
W drodze powrotnej zajechałyśmy do miejscowości Crema. To urocza mieścina, należąca do prowincji Cremona. Byłam zdziwiona, że nawet taka mała miejscowość jest pięknie odrestaurowana. Mimo iż dopiero minęła 19, na mieście już było dużo ludzi – odbywali oni
apperitivo. Jest to jak hiszpańskie
tapas - przekąska, przed kolacją, którą zjada się z przyjaciółmi. Właściwie każdy zamawia przede wszystkim drink (najczęściej
spritz), a część do tego oliwki, bruschettę, chipsy itd. Kolację je się raczej w domu.
Crema była pierwszym miastem, które zwiedziłam z przewodnikiem. Pomimo iż miałyśmy mało czasu, Giulia krok po kroku wyjaśniała mi cel istnienia kolejnych budynków.
We Włoszech na szczęście nie wyburzono murów miejskich, dzięki czemu ocalały wszystkie bramy. Nazwano je oczywiście od miasta, do którego prowadziły. Jest ich całe mnóstwo, ponieważ cała Lombardia stała handlem, nie tylko lądowym, ale również rzecznym. Resztę schematu budowy miast wyjaśnię na przykładzie Cremony, którą zwiedziłyśmy dzień później ;)