Jakoś o tej 5 się zebraliśmy. Na zewnątrz padało, więc ucieszyliśmy się, że nie planowaliśmy tego dnia stopa. Wzięliśmy regionalny JR do Kioto. Niestety przez ulewy w pobliskich miejscowościach, wszystkie 3 pociągi, którymi jechaliśmy, były w sumie opóźnione o 2 godziny, więc ściśnięci jak sardynki, głodni i nie wyspani w końcu dotarliśmy na miejsce koło 11:30.
Poszliśmy na informację, zapytać o jakiś nocleg. Nic. Najtańszy za 40$ za noc. Napisałam do naszego hosta (
CouchSurfing) sms, czy możemy zjawić się dziś. Nie odpisywał, więc zostawiliśmy bagaże w zakluczanych szafkach przy dworcu i rozpoczęliśmy eksplorację miasta.
Kioto to taki japoński Kraków - też jest kulturowym sercem kraju, też był kilkaset lat stolicą, też je wszyscy kochają. Najbardziej słynie z ilości świątyń i chramów, z pośród których aż 16 widnieje na liście UNESCO, a także ceramiki, gejsz i z bycia twierdzą japońskiej tradycji.
My zaczęliśmy zwiedzanie od pobliskich świątyń Higashi-Honganji oraz Nishi-Hongami. Kolorowe, bogate, z zakazem robienia zdjęć :)
Potem poszliśmy pieszo (aby zaoszczędzić) do zamku- we wtorek zamknięty. No to do Pałacu Cesarskiego - tego dnia już tury anglojęzyczne wyprzedane, zapraszają w jutro na 10. No trudno. Trochę się jeszcze powłóczyliśmy.
Po tym śrendio udanym początku postanowiliśmy zaryzykować i zjawić się w domu naszego hosta, mimo braku jego odpowiedzi.
Aby było jeszcze bardziej irytująco, wydrukowaliśmy tylko część mapy prowadzącej od przystanku metra, do jego domu, a w JAponii to czyste samobójstwo. I tak obładowani tobołami, po ciemku, spoceni, brudni i wykończeni, dotarliśmy do punktu, w którym końćzyła się nasza mapa. Pytamy jednego Pana, czy ma iPhone'a. Nie miał, ale coś próbował zdziałać prowizorycznym GPSem, niestety nawet on nie ogarnął japońskiego adresu. No nic, kilka budynków dalej był sklep spożywczy. Pytamy. Pani zdziwiona, odpowiada, że nie ma pojęcia. Nie ma też internetu, by sprawdzić mapę. Byłam już tak zmęczona, iż w tym momencie nie interesowało mnie już nic, równie dobrze mogłam spać na podłodze w tym sklepie ;)
Pani poprosiła, byśmy zaczekali i gdzieś wyszła. Czekamy, myśląc, co tu począć. Klienci zerkają na nas podejrzliwie, drugi sprzedawca uśmiecha się przepraszająco. Nagle wpadł na pomysł, by podejśćdo nas z iPhonem, kiedy wróciła Pani i mówi, że znalazła!
Podążamy za nią...tak! Nad drzwiami widnieje napis "CS House"!!! To tu!!! Pani dostała od nas mapkę Wielkopolski i głęboki ukłon, a my zaczęliśmy dobijać się do drzwi za pomocą ukrytego klucza. Filip kręcił i kręcił, ale nic nie szło. Po chwili zjawiły się 2 Surferki z USA, już miały obczajoną taktykę na drzwi. Weszliśmy i oczom nie mogłam uwierzyć.
Każdy skrawek ścian zapełniony był podziękowaniami dla Shojiego, widokówkami, rysunkami, wszystkim ,za pomocą czego ludzie mogli okazać swoją wdzięczność. Przedpokój, pokój, kuchnia, toaleta, łazienka, ściana czy sufit, wszędzie wyrazy zachwytu nad szlachetnością złotego Japończyka :)
Shoji, posiadając 2 domy, postanowił 1 przeznaczyć w 100% dla CouchSurferów. Wyposażył go w materace, pościel, poduszki, podstawowe przybory, kosmetyki, nawet jest klimatyzacja, odkurzacz i kapcie. Jest tam wszystko, aby sprawić, by podróżnicy czuli się jak w domu. Shoji płaci też wszystkie rachunki, a każdy może wrzucić napiwek do świnki w salonie zgodnie z sumieniem.
Co więcej, Shoji co wieczór przychodzi tak na 1,5-2 godziny, by porozmawiać ze swoimi gośćmi, mimo iż ma 4 prace, jest wolontariusze i ma rodzinę !!!!! Ma też atlas, w którym się musieliśmy oznaczyć :) Codziennie przebywa tam od 4 do 14 osób, to takie górskie schronisko na nizinie :)
Kiedy Shoji przyszedł naszego pierwszego wieczoru, Jane zapytała wprost:
- Ale dlaczego? Dlaczego to robisz?
- Mam 2 domy, ten stał pusty, nikt nie chciał go wynająć, więc postanowiłem go wykorzystać.
Tak, tacy ludzie jeszcze istnieją :)
Spędziliśmy tu 3 noce, pełne ciekawych rozmów, śmiechów i moich "bójek" z 6-letnim Seanem z Tajwanu - wreszcie mogłam wykorzystać wszystkie tortury, które praktykował na mnie mój starszy brat! :P
Ale przede wszystkim były pełne przemyśleń, jak hojny i bezinteresowny potrafi być drugi człowiek. Shoji jak dla mnie rozkminił system i swoją dobrocią po prostu zagina. Zdecydowanie ląduje na mojej liście TOP5 najbardziej niesamowitych ludzi świata :)