Po targach pojechaliśmy najdroższą trasą do centrum :P Ale widoki był tego warte. Wszędzie tyle nowoczesności, ale ku memu zaskoczeniu, w ogóle mnie nie przytłaczała. Budynki nie są aż tak wysokie jak w USA i pozostawiono między nimi trochę przestrzeni.
Pochodziliśmy trochę i zadecydowaliśmy pójść do tradycyjnego japońskiego baru w dzielnicy Tokyo (okolice Yarakucha). Była to godzina ok. 17 (już się ściemniało, o 19:30 jest całkiem ciemno).
Deptak z knajpami leży tuż przy trasie kolejowej, a właściwie pod nią, po drugiej stronie są budynki. Tzw. "naganiacze" :P stoją na ulicy, klaszczą i okrzykami zachęcają klientów. Siedzący na zewnątrz, mają "meble" ze skrzynek dostosowanych do użytku, wszędzie wisi pełno papierowych lampionów. Jako przekąski popularne są strąki soji z solą, sałatki z owocami morza, warzywa delikatnie marynowane w occie ryżowym, grilowane szparagi (ze skórką!) oraz takie dziwne cebule. Wszystko bardzo pyszne :)
Z każdą minutą coraz więcej ludzi przychodziło po pracy na piwo ze znajomymi, kiedy to o 19...
...moi koledzy powiedzieli, że już koniec imprezy i wracamy do domu :D Myślałam, że się przewrócę :D Ale w Japonii tak jest. Imprezami nazywa się spotkania trwające maksymalnie do 20, potem każdy idzie spać :D A już tym bardziej, jeśli następnego dnia idzie się do pracy!