Nie ma co się łudzić, w samolocie nie chce się spać, mimo że próbowałam się oszukać i przestawiłam wszystkie zegarki na czas tokijski, by jakoś się zmotywować. Niestety kiedy u nas jest 20, to nawet przy zaciągniętych oknach i wyłączonych światłach W OGÓLE nie da się zasnąć...ale przynajmniej przeżyłam pierwszą białą noc w życiu. Pilot leciał tuż przy Morzu Karskim, więc słońce cały czas wznosiło się nad chmurami :)
Japonia prowadzi bardzo restrykcyjną politykę imigrancyjną, każdy musi wypełnić 3 cyrografy, łącznie z informacją, ile mam jenów przy sobie !!! Są bardzo hermetyczni. Wiele osób też przeszukiwano, mi na szczęście dali spokój, ale za to dokumenty już przestudiowano wybitnie dokładnie. Całe szczęście, że miałam papier z IAESTE po japońsku, że to do nich przyjeżdżam, bo nie wiem, czy by mnie wpuścili tak łatwo, ponieważ nie znałam adresu ani telefonu akademika, w którym mieszkam.
Teraz już tylko wsiadłam w pociąg do Tokio Nippori, gdzie czekała na mnie japońska koleżanka. Jako że samolot wylądował 30 minut przed czasem, mogłam stanąć spokojnie na boku i poobserwować ludzi.
Jako że Japończycy rzadko kiedy przekraczają 170 cm wzrostu, wszyscy noszą buty na koturnach lub obcasach, przy czym te koturny są często sprytnie ukryte, nawet w galowych butach do garnituru. Wszędzie pełno supersłodkich dziewczynek, które stylizują się na dzieci bądź lalki, czyli mają na sobie:
-buty na koturnie ze wstążką,
-lekką, zwiewną mini lub sukienkę,
-słodką torebkę z przywieszonym misiem,
-njalepiej różowy telefon obklejkony prokatami ze supersłitaśną zawieszką,
-róż z policzków prawie odpada pod wpływem grawitacji, tyle go jest,
-im więcej fajniusich gadżetów da się upchnąć, tym lepiej.