Geoblog.pl    tealover    Podróże    Kostaryka i Nikaragua    Droga stała się przygodą
Zwiń mapę
2019
05
mar

Droga stała się przygodą

 
Kostaryka
Kostaryka, Mal País
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10683 km
 
Jak wspomniałam w poprzedniej notce, noc dała na ostro w kość. Po Lesie Mglistym myśleliśmy ruszyć do Nikaragui w kierunku wyspy Ometepe, lecz wszelkie prognozy pokazywały bardzo silne wiatry w najbliższych dniach, czyli prom na wyspę mógł nie odpłynąć. Podobną prognozę widzimy dla północy Kostaryki i wybrzeża karaibskiego.

Co robić, co robić. Zbierając się po ciemku na autobus o 6 rano, pozwalający wrócić na drogę krajową, poznajemy w naszym hostelu przebojową Dunkę w trakcie rocznej podróży po Amerykach, która dzieli się swoim pomysłem - wybrzeże Pacyfiku. Brzmi nieźle, lecz na chwilę odkładamy swoje rozterki i koncentrujemy wysiłki na zdążeniu na autobus, bo następny dopiero popołudniem. Jednocześnie wychodząc, w połowie przygotowań do wyjścia zostawiamy parę, Polkę i Kolumbijczyka, którzy na pół roku zrezygnowali z pracy i odbywali właśnie podróż przez całą Amerykę Łacińską. Dość stereotypowo - ona już zwarta i gotowa tupie zniecieriepliwiona w miejscu, on dopiero wychodzi spod prysznica, pytając, czym się tak denerwuje. Dziewczyna na wyjście rzuca do nas, byśmy przytrzymali dla nich autobus. Przytakujemy, myśląc w rzeczywistości, że nia ma żadnych szans, by zdążyli.

Autobus odjeżdża punktualnie, patrzymy na siebie porozumiewawczo - naszej rodaczki z partnerem nie ma. Ujechaliśmy kilka minut i widzimy nadbiegającą, znaną nam parę - zatrzymują autobus w dole miejscowości, wykorzystując dużą różnicę wysokości, która znacznie wydłużyła drogę pojazdu. Na wejściu słyszymy od niej “nic mi nie mówcie, zabiję go kiedyś”. Uśmiechamy się i jedziemy dalej.

Po drodze wsiadają dzieci jadące do szkoły. Jak się dowiedzieliśmy, na wsi lekcje startują o 7. Wsiadają również kobiety jadące do głównej drogi na zakupy. Widzimy też leniwca, uroczo zwisającego przy drodze na tle wschodzącego nad górami słońca. To był niezwykle uroczy widok :)

Po około 3 godzinach jazdy autobus nagle staje pośród wypalonych słońcem pól i rzucających niemrawy cień spragnionych wody drzew. Kierowca próbuje różnych sposobów, lecz jechać dalej maszyna nie chce. Czas płynął. Część białych zabiera swoje bagaże i decyduje się iść pieszo do krajowej drogi. Nam się nie spieszyło ani nie wyobrażaliśmy sobie iść w tym słońcu bez cienia i pośród rosnącej temperatury, więc zostaliśmy. Podeszłam do kierowcy zapytać, co dalej. Padła decyzja, że ściągną dla nas inny autobus.

Jak to w takich sytuacjach bywa, skazani na siebie zaczęliśmy się integrować. Okazało się, że w autobusie jedzie jeszcze jedna Polka, więc stanowiliśmy na tym pustkowiu całkiem silną, bo 4-osobową reprezentację naszego kraju! Poznaliśmy też amerykańską parę w okolicy 75-tki, którzy odtwarzali swoją podróż po Kostaryce sprzed 27 lat! Naprawdę zaimponowali mi :)

Temperatura rosła, cień dawał tylko autobus bez klimatyzacji, kolejne kwadranse leniwie mijały. Po godzinie przyjechał autobus, do którego się przesiedliśmy. Co mnie zaskoczyło, przez cały ten czas lokalni siedzieli spokojnie w środku, gawędząc, jakby nic się nie wydarzyło. Nie wyobrażam sobie, by w analogicznej sytuacji w Polsce coś takiego miało miejsce :)

Przy dojeździe do krajowej drogi kierowca woła, kto się przesiada w kierunku Liberia czy San Jose, ten wysiadka. Szybko podejmujemy decyzję, że skoro mamy nieoficjalnego przewodnika - naszą Dunkę, która świetnie mówi po hiszpańsku i już zbadała w Interncie opcje dojazdu - to jedziemy razem z nią do portu w Puntarenas, czyli do końca trasy. Na miejsce dojeżdżamy około 12, żar leje się z nieba, autobus zostawia nas ok. 2,5 km od portu, do następnego promu mamy 2 godziny. By dostać się nad Pacyfik, potrzebujemy jeszcze przeprawić się promem i pojechać dwoma autobusami. Tak, to prawda. Dotarcie nad najlepsze plaże nad Oceanem Spokojnym wymaga wielu wyrzeczeń. Ale mamy Dunkę i mamy czas, więc nie poddajemy się i pieszo we trójkę dreptamy ku portowi, rozpaczliwie chwytając każdy cień, który się trafi.

Po drodze zatrzymujemy się w lokalnym bistro, które w Kostaryce nazywają się soda. To taki odpowiednik polskiej stołówki czy baru mlecznego, w którym żywią się lokalni. Jakość bardzo dobra, ceny niższe niż w Polsce. Właściciele tej konkretnej sody nie posiadali się ze wzruszenia, że zatrzymują się u nich 3 białasy na posiłku, w tym 2 koloru blond. Robią sobie z nami zdjęcia, do zamówionych posiłków dodają nam gratis orzeźwiające napoje orchata, a na koniec przytulają nas, wręczają po kubku z logo ich knajpy i nie pozwalają nam zapłacić! Zupełnie się nie spodziewaliśmy takich doświadczeń. Jednak niebranie taksówki z dworca do portu było dobrą decyzją :) W drodze do końca ludzie nas witają i serdecznie machają. Chyba robimy coś niezwykłego jak na obcych, bo spotykamy się z dużym zainteresowaniem i życzliwością.

Na promie zatrzymaliśmy się w klimatyzowanej sali, gdyż upał był trudny do zniesienia. Po dopłynięciu do Paquera ustawiliśmy się w kolejkę do lokalnego autobusu w kierunku Montezuma. W połowie drogi autobusu rozstajemy się z naszą Dunką - ona jedzie dalej do Montezuma, my decydujemy, że jedziemy zobaczyć osławione plaże w Santa Teresa, czyli zmieniamy autobus. Fizycznie jest nam coraz trudniej - mamy za sobą nieprzespaną noc. W międzyczasie poznajemy mieszkającą tu Kostarykankę, za której namową zamiast Santa Teresa wybieramy sąsiednie spokojniejsze Malpais. W trakcie jak gdzieś łapiemy publiczne WiFi ostatnie noclegi rozchodzą się jak ciepłe bułeczki. Ostatecznie dziewczyna telefonicznie pomaga nam zarezerwować bungalow w ośrodku, który oferuje widok na ocean i wg booking.com nie ma już wolnych miejsc. Po zadzwonieniu okazuje się, że jednak ma na 1 noc. Ok, to bierzemy.

Dzień chyli się ku zachodowi. Po opuszczeniu autobusu mamy przed sobą jeszcze 20 min pieszo. Po drodze upewniamy się, że w razie niepowodzenia są jakieś miejsca też gdzie indziej, choć cenowo daleko poza naszym budżetem. Santa Teresa i okolice to mekka surferów, więc ceny osiągają astronomiczne poziomy. W końcu docieramy do ośrodka. “Na gębę” dostajemy ofertę 50 USD za noc ze śniadaniem. Na booking.com kosztowało to 64 USD, więc ochoczo przystajemy. Nasz bungalow znajduje się na szczycie wzgórza, z tarasem, dwoma hamakami i niesamowitym widokiem na ocean i zachodzące słońce. Autentycznie nas zatkało. Cały ten wysiłek był warty znalezienia się tutaj!

-----
INFORMACJE PRAKTYCZNE

Aby dostać się do Malpais czy Santa Teresa z głównej części kraju, należy wziąć prom Puntarenas - Paquera, następnie autobus do Montezuma, i w trakcie drogi przesiąść się na inny w kierunku Santa Teresa. Wszystkie bilety kupowaliśmy na miejscu, tuż przed odjazdem / odpływem.

Zatrzymaliśmy się w Blue Jay Lodge i bardzo polecamy! Ustnie ceny były korzystniejsze niż na booking.com. Dwa typy śniadania do wyboru, codziennie te same.

Jeśli planujesz podróżować lokalnymi środkami transportu, najlepszą stroną do sprawdzania aktualnych rozkładów jest portal Centrocoasting, stworzony przez podróżników dla podróżników. Obsługuje on też inne państwa Ameryki Środkowej, my wypróbowaliśmy w Kostaryce i Nikaragui i sprawdzał się świetnie.

W Kostaryce w wielu miejscach dostępne jest publiczne WiFi, niestrzeżone hasłem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019