Geoblog.pl    tealover    Podróże    Flores i Komodo - w pogoni za płaszczkami    Chrześcijański duch
Zwiń mapę
2014
13
lis

Chrześcijański duch

 
Indonezja
Indonezja, Ende
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 484 km
 
Następnego dnia mimo obudziłam się o świcie, to leżakowałam do prawie 9. Ciekawił mnie biorytm tutejszych mieszkańców i jego zgodność ze słońcem, czyli coś, czego staram się przestrzegać w swoim życiu. Sztuczność europejskiego biorytmu wytworzyły zegarki i oświetlenie, podczas tu nadal wyznacznikiem wszystkiego było słońce. Dlatego od 6 rano każdy rześko witał dzień, ciesząc się chłodem poranka, a o 22 już go żegnał. Może to jeden z czynników, z powodu których ludzie w tej części świata są bardziej zadowoleni z życia?

Do Ende wracałam autobusem. Czułam się co najmniej jak na filmach o Kubie z lat 70. Autobusy bez szyb, rozwalające się skórzane fotele, zwisające z przodu różańce i talizmany, „zimny łokieć” kierowcy i rzecz jasna, muzyka rozkręcona na cały regulator. I to jaka muzyka! Najlepsze indonezyjskie disco polo! I widoki. Urocze górki upstrzone dżunglą, palmami i jakimiś plemiennymi chatkami z bambusa co jakiś czas gdzieś w oddali. Ach, zapomniałabym. Do tego droga tak kręta, że do teraz nie wiem, jak ten autobus mieścił się w niektórych miejscach, przyprawiając mnie momentami o zawał. Kto tego nie przeżył, ten chyba nie będzie w stanie wyobrazić sobie tych doznań. Może nawet lepiej, bo chwilami wolałam nie patrzeć.

Dojechawszy na miejsce, czułam się okropnie. Ende położone jest nad wybrzeżem, na poziomie morza, więc mieszanka wilgotności i gorąca była dla mnie zabójcza. Dosłownie umierałam z ciepła i pragnienia. Ledwo odjechał autobus, a już co rusz ktoś próbował mi coś sprzedać. Zrezygnowana ujrzałam w oddali kościół, więc postanowiłam uciec tam i schronić się na jakiś czas. Chciałam posiedzieć z godzinkę i poszukać potem jakiegoś noclegu, ale kilkanaście minut później zaczęli napływać żałobnicy – rozpoczynał się pogrzeb.

Stojąc pod drzewem i bojąc się opuścić teren kościoła w obawie przed naganiaczami, czuła się coraz bardziej sfrustrowana i że ogarnia mnie beznadzieja. Zalewały mnie siódme poty, nie stać mnie było na lokalne hotele, a na ulicy już czaili się jacyś faceci, by tylko dalej mnie nagabywać. Nagle dostrzegłam biuro parafialne. Nie czekając ani chwili, pobiegłam tam czym prędzej i po angielsku zapytałam o rekomendację jakiegoś noclegu. Jeden mężczyzna okazał się znać angielski i obiecał mi pomoc. Zaprosił do swojego auta, oferując, że zawiezie mnie do rodziny. Gdy spostrzegłam, że opuszczamy centrum, usilnie próbowałam mu wyperswadować ten pomysł i nachalnie prosiłam o zostawienie mnie na ulicy. Na nic się to nie zdawało, więc pozostało mi ułożyć sobie w głowie plan ucieczki w razie obok mnie siedział gwałciciel, morderca czy ktokolwiek podobny.

- Jestem księdzem. - powiedział nagle kierowca. Może i różaniec zwisał z lusterka, ale u innych też go widziałam, a ich gwizdy i mało wyszukane gesty sugerowały, że chrześcijańskie zasady w niczym nie stoją na przeszkodzie…

Zajechaliśmy przed jakąś restaurację, za którą stał dom. Wszystko wyglądało dobrze, lecz nagle ścisnęło mnie w żołądku.

- Co, jeśli to wszystko jest nagrane i w taki sposób uprowadzają białe kobiety??? - huczało w mojej głowie. Nie minęła chwila, kiedy na zapleczu restauracji przywitały mnie uśmiechnięte twarze pomagających dziewczyn oraz roześmiana pani w średnim wieku. Zaoferowała mi darmowy nocleg i natychmiast usadziła do obiadu, podając shake z mango!! ^_____^

- Nie wierzę! - to było dokładnie to, czego brakowało mi w tej wyprawie – interakcji z lokalną rodziną. W takich okolicznościach, wbrew moim wcześniejszym obawom, wyglądało na to, że wystarczy mi pieniędzy do końca pobytu. Nie minęła chwila a stół zapełnił się sałatkami i grillowanymi mięsami, z których słynęła ta restauracja. Po zjedzeniu przeprosiłam na chwilę gospodarzy i udałam się do pobliskiej kafejki internetowej oznajmić światu, że żyję i nic mi się nie stało. Po powrocie uzupełniłam szybko notatki, równolegle ćwicząc z kuchennymi pomocnikami angielski. Wtem wrócił ksiądz i poprosił, bym udała się z nim do kobiety, której zmarła córka, co wpędziło ją w straszliwą rozpacz.

Nie miałam żadnych planów, więc ucieszyłam się, że może moja obecność komuś pomoże. Po dotarciu na miejsce bawiłam się z dziećmi, które nie opuszczały mnie na krok. Niemniej, atmosfera w domu zmarłej naprawdę przygnębiała, a widok zawodzącej matki bliskiej postradania zmysłów napełniał wielkim smutkiem. Bez względu na kulturę biologiczna więź między matką a jej dzieckiem była równie silna w każdej społeczności, a przedwczesna śmierć zaprzeczała naturalnemu biegowi. Ksiądz powiedział mi, że dla tutejszych ludzi jest jednocześnie księdzem, przyjacielem, psychologiem i socjologiem, a czasem nawet magikiem i doskonale rozumiałam w tym momencie, co miał na myśli. W oczach matki ujrzałam błysk radości i ulgi na nasz widok – na chwilę mogła zapomnieć o swoim cierpieniu. Na Flores msza pogrzebowa odbywa się po 40 dniach od śmierci w domu zmarłego.

Co bardzo mnie zaskoczyło, to wpływ chrześcijaństwa na chociażby imiona mieszkańców. Do złudzenia przypominały te europejskie. Spotkałam więc Teresę, Bernadetę, Fabiana, Sabrinę i tym podobnych. W samym Ende znajdowały się trzy kościoły. Według księdza kiedyś na Flores stacjonowało kilku polskich zakonników, ale już poumierali.

Protekcjonalnie położyłam się wcześnie spać, by uniknąć kolejnego suto zastawionego stołu, ale się nie dało. O 21:30 rozległo się pukanie do mojego pokoju z zapytaniem, czy zejdę na wieczorną kolację. Mimo negatywnej odpowiedzi z powodu senności, niedługo potem właścicielka wniosła dwa pełne talerze jedzenia „w razie zgłodnieję w nocy” i życzyła mi spokojnych snów. Czułam się jak na wakacjach u babci w towarzystwie chrześcijańskiego ducha, który fruwał dokoła. Na myśl o tym, że za 5 dni mam bilet powrotny do Polski wypełniło mnie coś dziwnego… Szybko to odgoniłam i zapadłam w głęboki sen.

********************
INFORMACJE PRAKTYCZNE
Najtańszym sposobem na pokonanie trasy Ende - Moni (Kelimutu) jest autobus, ale trzeba się o niego nachalnie dopytywać, ponieważ lokalni udają, że on nie istnieje i w łasce miłosierdzia oferują swoje usługi taksówkarskie.
W Ende funkcjonują chyba 3 hotele, podobno dosyć drogie.
Jedzenie w Ende jest pyszne!! Oto adres do restauracji, w której mnie ugoszczono:

Depot Sei Babi
Melati Indah
Ende
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2015-09-05 10:07
Pozdrawiam !
Dominika piszesz z głębi serca. Każde Twoje słowo przepojone jest troską o czytelnika...a może piszesz tak jak czujesz :))
Zbieraj "manatki" i ruszaj kolejny raz w świat.!
 
vlak
vlak - 2015-09-07 18:11
Chyba właśnie dlatego, że wpisy są mocno osobiste tak dobrze się czyta te relacje. Zwłaszcza fragmenty przypominające XIX-wieczną powieść podróżniczą w rodzaju "kto w tym odcinku będzie sprawiał wrażenie, jakby chciał porwać autorkę" ;-)
 
tealover
tealover - 2015-09-07 22:14
:D taki już urok samotnie podróżujących dziewcząt - bywa? Że zagrożenie czyha za każdym rogiem :)
 
 
tealover
Dominika
zwiedziła 15.5% świata (31 państw)
Zasoby: 292 wpisy292 1002 komentarze1002 2165 zdjęć2165 9 plików multimedialnych9
 
Moje podróżewięcej
10.09.2020 - 15.09.2020
 
 
25.12.2019 - 10.01.2020
 
 
28.02.2019 - 23.03.2019